Dobre pasze nasze

![]() |
123RF Zdjęcie Seryjne |
Zakończył się 5-letni program ulepszania krajowych źródeł białka roślinnego do produkcji pasz. Efekty są jednak dalekie od oczekiwań. Powierzchnia upraw roślin wysokobiałkowych co prawda wzrosła, i to znacząco, bo w ubiegłym roku wynosiła blisko 700 tys. ha. Nie przybyło natomiast rodzimych pasz produkowanych z tych roślin, bo nasiona albo zostały w gospodarstwach, albo trafiły na eksport.
Jak mówi prof. Michał Jerzak z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, z tym wiąże się bezpieczeństwo w zakresie ilości surowca białkowego, bo na ten moment nie jesteśmy w stanie wyprodukować nawet takiej ilości surowca, która w połowie zaspokoiłaby nasze potrzeby. Rośliny produkowane w Polsce mogą zastąpić soję - przekonują naukowcy. Szczególnie w żywieniu tuczników, kur niosek i gęsi. Pod warunkiem, że zostaną w odpowiedni sposób przetworzone. Zdaniem prof. Andrzeja Rutkowskiego preferowany byłby model w którym rośliny trafiałyby do wyspecjalizowanych wytwórni pasz, które znając ich wartość pokarmową uzupełniłyby je innym białkiem. Co trzeba zrobić, żeby taki system w końcu zaczął działać? Po pierwsze należałoby zmienić system dopłat, ale stawki powinny być znane przed siewem, a nie po zbiorach, tak jak jest dotychczas. Kolejna sprawa to zachęcenie przetwórców, żeby produkowali paszę także z polskich roślin. Pytanie, jak to zrobić. Skoncentrować obrót i produkcję po to, żeby stworzyć kontrakty, które będzie można oferować przedsiębiorcom stale - podpowiada prof. Michał Jerzak.
Jest też propozycja bardziej radykalnego rozwiązania - wprowadzenie mechanizmu znanego z rynku biopaliw. Jak mówi Zbigniew Dolata, byłyby to narodowe indeksy wskaźnikowe, czyli ministerstwo określałoby, jaki procent polskich komponentów wysokobiałkowych powinien być stosowany w danym roku w paszy. Ale to zadanie na następną 5-latkę, bo program będzie kontynuowany.
Źródło: Agrobiznes TVP