Szara strefa psuje rynek mięsa
Józef Konarczak, prezes Zakładów Mięsnych Konarczak zauważa, że w jego regionie znaczący wpływ szarej strefy na rynek mięsa widać szczególnie w mniejszych miejscowościach i miasteczkach. - Niedawno złapani zostali złodzieje, którzy kradli mięso z zakładów. Po nagłośnieniu sprawy, m.in. przez policję, rynek mięsa w mniejszych miejscowościach uległ zadziwiającej przemianie. Tam, gdzie od pół roku nie mogliśmy sprzedać mięsa, bo właściciele sklepów twierdzili, że jest za drogie", nagle popyt na nasze produkty diametralnie wzrósł. I nikt nie pyta się o ceny - mówi Konarczak.
Dodaje, że wprowadzone w listopadzie ubiegłego roku rozporządzenie ministra rolnictwa dotyczące ubojów gospodarskich sprawiło, że szara strefa po prostu przestała się bać". - W Polsce nie funkcjonują żadne instrumenty, które by hamowały rozwój szarej strefy - ostrzega prezes zakładów mięsnych z Pogorzeli. - Rozmawiamy na ten temat z weterynarią, oraz na szczeblach wojewódzkich. Ciągle słyszymy, że nie ma prawodawstwa, które umożliwiałoby walkę z szarą strefą. Nie ma instrumentów prawnych, które sprawiłyby, że ci ludzie zaczęliby się bać - akcentuje.
- Oceniam, że udział szarej strefy w rynku stanowi między 20 a 30 proc. - mówi Józef Konarczak.
Prof. dr hab. Andrzej Pisula z Zakładu Technologii Mięsa SGGW przypomina publikację przygotowaną kilka lat temu przez Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. - Mogliśmy w niej przeczytać, że wielkość ubojów gospodarczych ocenia się na ponad 200 tys. ton. Małe firmy przemysłowe, zatrudniające poniżej 9 pracowników, ubijały kolejne 200 tys. ton, co w sumie dawało 400 tys. ton mięsa wieprzowego - wskazuje prof. Pisula.
Jak sytuacja przedstawia się obecnie? - Nie mamy dokładnych informacji na ten temat, ale na pewno poziom ubojów gospodarczych i w małych ubojniach pozostał na zbliżonym poziomie - odpowiada przedstawiciel IERiGŻ.
Źródło: Portal Spożywczy