Wołowe bez granic
To, co napędza poza unijny handel wołowiną, to zamówienia Rosji i Turcji. Oba kraje zwiększyły w ubiegłym roku import mięsa o kilkadziesiąt tysięcy ton. To, co sprzyjało unijnemu eksportowi, to słaba europejska waluta i bliskość obu rynków zbytu.
Jak zauważa część ekspertów, popyt na wołowinę rośnie szybciej poza Unią Europejską. Głównie w krajach rozwijających się, a nie w tych bogatych.
Najbardziej na handlu z Rosją i Turcją zyskała Polska. Okazało się, że wśród unijnych krajów eksportujących wołowinę w te rejony Europy, nasi handlowcy byli tam wyjątkowo często.
Dwa lata temu z Polski do krajów trzecich, wyjechało 10 tys. ton mięsa wołowego. Rok później już 4,5 krotnie więcej.
POLSKA
2009 r. 10 tys. ton
2010 r. 45 tys. ton
Wysoki wzrost handlu mięsem zanotowały też Niemcy.
NIEMCY
2009 r. 17 tys. ton
2010 r. 51 tys. ton
Pytanie tylko czy tak wysoką dynamikę eksportu uda się utrzymać. I tu pojawiają się wątpliwości, czy krajowa produkcja wołowiny będzie na tyle wysoka, żeby na rynek dostarczać wystarczającą ilość mięsa. Stąd starania branży o zwiększenie pogłowia bydła mięsnego. A nic tak nie zachęca do hodowli, jak dopłaty. Jeśli Bruksela wyrazi zgodę, te mogłyby się pojawić za dwa lata.
- Aby wsparcie po roku 2013 mogli otrzymywać tzw. rolnicy aktywni - mówi Grzegorz Grodzki z Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego - To nie znaczy, że ktoś posiada ziemię, również gdy na tej ziemi zaczyna rzeczywiście uprawiać zboże, uprawiać ziemniaki.
Zdaniem hodowców to mogłoby przekonać do inwestowania w produkcję wysokojakościowego mięsa. Dziś większość zwierząt rzeźnych to tzw. krzyżówki, bo ich hodowla jest tańsza. A to przekłada się, niestety, na jakość.
Źródło: Agrobiznes TVP