Od 1 stycznia pustki w mięsnym?
Samorząd Lekarzy Weterynarii szykuje się do protestu, który dla mięsożerców może okazać się wyjątkowo bolesny. - Za kilka tygodni w sklepach może zabraknąć mięsa - ostrzega Krzysztof Matras, prezes Łódzkiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej.
Wszystko dlatego, że weterynarze poczuli się dotknięci jednym z ostatnich rozporządzeń ministra rolnictwa Marka Sawickiego. Wynika z niego, że rolnicy mają płacić o kilka złotych mniej za badanie zwierząt przed wysłaniem ich do rzeźni.
Takie badania to obowiązek urzędników - powiatowych inspektorów weterynarii. W praktyce rzadko kiedy weterynarz inspektor jedzie do rolnika oglądać świnie. Większość nie ma na to czasu. Dlatego inspekcje podpisują umowy z prywatnymi weterynarzami. Ci za swoją pracę dostają urzędowo wyznaczone stawki. Do tej pory za zbadanie do 15 świń rolnik płacił 17 zł. 93 proc. tej kwoty szło do kieszeni weterynarza. Rzadko kiedy rolnik wysyła do uboju 15 zwierząt. Ale stawka się nie zmniejsza, jeśli weterynarz ma mniej roboty. Minister Sawicki chce, by rolnicy płacili mniej. Stawkę obniżył do 10 zł za 10 zbadanych zwierząt.
Matras: - Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma się o co bić. Rolnik zapłaci parę złotych mniej. Ale dla weterynarza strata jest dużo większa. Bo jeśli lekarz bada 10 transportów dziennie, to traci ponad 100 zł.
Dlatego Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna ogłosiła uchwałę, w której zobowiązuje wszystkich swoich członków (przynależność do samorządu jest obowiązkowa), by od 1 stycznia nie podpisywali umów na badania z powiatowymi lekarzami weterynarii.
- Nie zabraniamy wystawiania tych świadectw powiatowym inspektorom. Oni i tak nie dadzą rady tego robić.
Jeśli lekarze posłuchają, to najpierw zabraknie zwierząt dla rzeźni. - Bo świnia ubita bez świadectwa zgodnie z prawem jest uważana za niezdatną do spożycia - tłumaczy Matras.
Rzeźnie nie będą mogły obejść protestu, kusząc lekarzy wysokimi stawkami. Prawo do wystawiania tych dokumentów ma tylko osoba wyznaczona przez powiatową inspekcję weterynaryjną. A więc jeśli weterynarze przystąpią do protestu, nie będzie można udawać, że nic się nie dzieje.
- A przystąpią na pewno - gwarantuje prezes Matras. - Na czwartek w łódzkiej izbie zwołałem zebranie dla delegatów samorządu z całego regionu. Dawno nie było takiej frekwencji, przyszli prawie wszyscy i wszyscy zapowiedzieli, że włączają się do naszej akcji. Niektórzy chcieli nawet, by protest był bardziej radykalny. Proponowali, żeby nie badać ubitych zwierząt. Wtedy efekty byłyby szybciej widoczne, bo mięsa zabrakłoby niemal z dnia na dzień.
Marian Wiśniewski, dyrektor Biura Cechu Rzeźników i Wędliniarzy Ziemi Łódzkiej, o rozporządzeniu ministra mówi: - Pachnie kiełbasą przedwyborczą. - Miało być ukłonem w kierunku rolników, a obróci się przeciwko nim - uważa. Dlaczego? Bo trudniej im będzie sprzedać świnie, ubojniom zacznie brakować żywca.
Jego zdaniem obniżka opłat jest zbyt radykalna. - Takie decyzje zaburzają cały system uboju i tym samym bezpieczeństwo zdrowotne - dodaje.
Boją się ubojnie. Zakłady Mięsne "Zbyszko" w Bedoniu biją 10 tys. świń miesięcznie. - Dziś nam żywca nie brakuje, gdy pojawią się protesty, na pewno będzie problem - przyznaje Zbigniew Kruk, właściciel.
Efekt? - Będziemy jeść mięso z Europy. Schab po 9,90 za kilogram, a w nim 20 proc. wody! - mówi. - Dobre mięso będzie droższe. Ceny raz dwa zweryfikuje rynek. Gdy będzie czegoś mniej, musi kosztować więcej.
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi o planowanym proteście słyszało, ale od dziennikarzy. Na razie nic robić więc nie będzie. - Oficjalnie nie dotarły do nas żadne informacje - mówi Małgorzata Książyk, dyrektor Biura Prasowego MRiRW.
Źródło: AgroNews za: Gazeta Wyborcza