Ostatnie dni na rynku zbóż pod znakiem niezbyt dużych wahnięć cenowych
Podobnie było przez cały kwiecień. Stawki raz rosły, raz spadały o około 10 złotych za tonę, a transakcji nie było zbyt wiele. Zdecydowana większość rolników zajęta jest teraz pracami polowymi i na wystawianie zboża nie ma czasu.
Ci, którzy zdążyli po korzystnych stawkach sprzedać część plonów, też nie spieszą się ze sprzedażą. Tym bardziej, że brak deszczu nie wróży najlepiej tegorocznym zbiorom i część producentów liczy na wzrost stawek.
Na rynku zbożowym handlują teraz głównie pośrednicy i firmy skupowe. Ale i tu ruch raczej mizerny - nie bardzo jest komu sprzedać towar. Handlowcy liczyli na lekkie ożywienie zainteresowania, ale to wciąż nie nadchodzi. Młynarze nadal pracują na zapasach i bardziej zajęci są szukaniem chętnych na kupno mąki, niż dokupowaniem ziarna.
Powoli szykują się też do przestojów w produkcji i czyszczenia magazynów - nowe zapasy nie są im więc potrzebne. Największy problem sprawia handlowcom zawarcie transakcji na pszenicę konsumpcyjną.
A wszystko przez prawie zerowy brak porozumienia pomiędzy producentami a przetwórcami. Rolnicy chcieliby za tonę w gospodarstwie otrzymywać tyle, ile kupujący są skłonni zapłacić za tonę z dowozem. Trwa więc pat.
Równie trudno handluje się zbożami paszowymi, pomimo że producenci pasz są w tej chwili największymi odbiorcami na zbożowym rynku. Problem w tym, że najchętniej zaopatrywali by się w towar, o który najtrudniej - w kukurydzę.
Najtrudniej, bo jeśli już ktoś decyduje się na sprzedaż, to w cenie powyżej 500 złotych za tonę. Ale takie kwoty hamują handel, bo są nie do przyjęcia przez przetwórców.
Źródło: Agrobiznes, TVP1