Rosjanie nadal mają zastrzeżenia do naszych rzeźni
Pierwsza rosyjsko-unijna inspekcja weterynaryjna wyjechała z Polski. 19 lutego ma się rozpocząć kolejna kontrola, sprawdzająca nasze zakłady mięsne, przejścia graniczne i inspektoraty weterynarii. Jak nieoficjalnie wiadomo, Rosjanom nic się nie podoba.
- Nie znamy dnia, ani godziny - mówi Konstanty Klusek z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Bydgoszczy. - Nie wiadomo, kiedy rosyjscy inspektorzy przyjadą do naszych zakładów i czy w ogóle przyjadą. Ale jesteśmy czujni. Inspektorzy byli już w Warszawie, w Głównym Inspektoracie Weterynarii, w Lubelskiem, trzy dni temu i przedwczoraj - w Pomorskiem, wczoraj - na przejściu granicznym w Bezledach.
- Nie znamy ustaleń pokontrolnych - mówi Małgorzata Książyk, rzecznik ministra rolnictwa. - Teraz mogą się wypowiadać tylko Rosjanie i strona unijna. Tymczasem z informacji napływających z Moskwy wynika, że rosyjskie służby weterynaryjne nie są zadowolone z wyników kontroli w polskich zakładach mięsnych. Telewizja publiczna "Rossija" nie zostawiła na polskich rzeźniach suchej nitki. Według niej: "wspólne kontrole ekspertów z Rosji i Unii Europejskiej potwierdzają, że wewnętrzna kontrola jakości i pochodzenia produkcji zwierzęcej nie spełnia ogólnie przyjętych norm". Rosja grozi także embargiem na nasze przetwory mleczarskie, które jeszcze importuje.
Minister rolnictwa Andrzej Lepper komentuje: - Dla nas ważna jest opinia Unii. Inspektorzy Unii, którzy wizytowali zakłady mięsne te, które teraz kontroluje strona rosyjska, nie stwierdzili żadnych nieprawidłowości.
Bardziej wstrzemięźliwy był Jose Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, który w ostatnią sobotę gościł w Warszawie. Powiedział jedynie, że UE stara się dawać Polsce wsparcie w tej sprawie.
Chociaż do Rosji nie możemy eksportować mięsa i wędlin, możemy tam sprzedawać nasze żywe świnie: hodowlane i rzeźne. Jednak w minimalnych ilościach. W ub. roku z Kujaw i Pomorza, a dokładnie z powiatu grudziądzkiego i wąbrzeskiego wysłaliśmy na wschód 10 transportów po 50 zwierząt. Świnie wcześniej muszą przejść 3-tygodniową kwarantannę pod okiem rosyjskiego rezydenta.
Także ukraińskie granice są nadal zamknięte dla naszego mięsa. Polscy lekarze weterynarii twierdzą, że więcej inspekcji ukraińskich nie przyjmą, bo "Ukraińcy przyjeżdżali coraz większymi ekipami, ich samochody uginały się od prezentów, a protokołów z kontroli jak nie było, tak nie ma". Na nic się zdała wizyta Leppera w Kijowie 3 lutego i dwustronne ustalenia dotyczące zniesienia embarga oraz głębokie przekonanie wicepremiera, że Ukraina otworzy granice jak nie za kilka godzin, to za kilka dni. Dzisiaj mija tydzień od ostatnich obietnic Leppera i nic się nie zmieniło.
- Nie znamy dnia, ani godziny - mówi Konstanty Klusek z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Bydgoszczy. - Nie wiadomo, kiedy rosyjscy inspektorzy przyjadą do naszych zakładów i czy w ogóle przyjadą. Ale jesteśmy czujni. Inspektorzy byli już w Warszawie, w Głównym Inspektoracie Weterynarii, w Lubelskiem, trzy dni temu i przedwczoraj - w Pomorskiem, wczoraj - na przejściu granicznym w Bezledach.
- Nie znamy ustaleń pokontrolnych - mówi Małgorzata Książyk, rzecznik ministra rolnictwa. - Teraz mogą się wypowiadać tylko Rosjanie i strona unijna. Tymczasem z informacji napływających z Moskwy wynika, że rosyjskie służby weterynaryjne nie są zadowolone z wyników kontroli w polskich zakładach mięsnych. Telewizja publiczna "Rossija" nie zostawiła na polskich rzeźniach suchej nitki. Według niej: "wspólne kontrole ekspertów z Rosji i Unii Europejskiej potwierdzają, że wewnętrzna kontrola jakości i pochodzenia produkcji zwierzęcej nie spełnia ogólnie przyjętych norm". Rosja grozi także embargiem na nasze przetwory mleczarskie, które jeszcze importuje.
Minister rolnictwa Andrzej Lepper komentuje: - Dla nas ważna jest opinia Unii. Inspektorzy Unii, którzy wizytowali zakłady mięsne te, które teraz kontroluje strona rosyjska, nie stwierdzili żadnych nieprawidłowości.
Bardziej wstrzemięźliwy był Jose Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, który w ostatnią sobotę gościł w Warszawie. Powiedział jedynie, że UE stara się dawać Polsce wsparcie w tej sprawie.
Chociaż do Rosji nie możemy eksportować mięsa i wędlin, możemy tam sprzedawać nasze żywe świnie: hodowlane i rzeźne. Jednak w minimalnych ilościach. W ub. roku z Kujaw i Pomorza, a dokładnie z powiatu grudziądzkiego i wąbrzeskiego wysłaliśmy na wschód 10 transportów po 50 zwierząt. Świnie wcześniej muszą przejść 3-tygodniową kwarantannę pod okiem rosyjskiego rezydenta.
Także ukraińskie granice są nadal zamknięte dla naszego mięsa. Polscy lekarze weterynarii twierdzą, że więcej inspekcji ukraińskich nie przyjmą, bo "Ukraińcy przyjeżdżali coraz większymi ekipami, ich samochody uginały się od prezentów, a protokołów z kontroli jak nie było, tak nie ma". Na nic się zdała wizyta Leppera w Kijowie 3 lutego i dwustronne ustalenia dotyczące zniesienia embarga oraz głębokie przekonanie wicepremiera, że Ukraina otworzy granice jak nie za kilka godzin, to za kilka dni. Dzisiaj mija tydzień od ostatnich obietnic Leppera i nic się nie zmieniło.
Źródło: Gazeta Pomorska