Polska żywność zalewa Europę
Nasze hity to mięso i wędliny, mleko i sery, wyroby cukiernicze, wody mineralne. Nie sprawdzają się obawy eksporterów - choć złoty jest znacznie mocniejszy niż w chwili, gdy wchodziliśmy do Unii, ekspansja naszych producentów żywności na unijne rynki wcale nie hamuje.
Z danych resortu rolnictwa, do jakich dotarła "Gazeta", wynika, że styczeń był kolejnym miesiącem, w którym mieliśmy dodatni bilans w handlu żywnością - eksport wzrósł o 31 proc., przy czym do dawnej unijnej Piętnastki aż o 37 proc. To prawie tak dobrze jak w zeszłym roku, który był nadzwyczajny pod tym względem.
Utrzymuje się wysoka nadwyżka w handlu żywnością - w styczniu wyniosła 60 mln euro.
Skok do Unii
Eksport żywności rósł gwałtownie od 1 maja 2004 r., gdyż ceny w kraju były znacznie niższe niż w pozostałych krajach Unii. Do tego wiele firm z myślą o otwarciu unijnych rynków w ciągu ostatnich kilku lat dużo inwestowało w unowocześnienie produkcji i zwiększenie mocy produkcyjnych. Zrobiły tak np. zakłady mięsne i cukiernicze oraz mleczarnie. Teraz wytwarzają znacznie więcej żywności, niż rynek krajowy może wchłonąć - eksport jest więc dla nich koniecznością.
Pod względem wartości w ubiegłym roku najwięcej wysłaliśmy na eksport mięsa drobiowego (za 186 mln euro), chociaż tu eksport wzrósł w porównaniu z rokiem 2003 tylko o 23 proc. Ale już eksport mleka w proszku - czterokrotnie, śmietany trzykrotnie, mięsa wołowego dwa i pół razy, a ciast i ciasteczek - dwa razy.
Zmalał natomiast gwałtownie eksport owoców mrożonych, zwłaszcza truskawek, i to aż o 25 proc., ale nadal jest to bardzo znacząca pozycja w naszym bilansie - sprzedajemy ich za 126 mln euro rocznie.
Sprytne sposoby na złotego
W listopadzie i grudniu bilans handlowy zaczął się wyraźnie pogarszać, a producenci alarmowali, że to skutek coraz mocniejszego złotego. I ostrzegali - jeśli złoty się nie osłabi, to w 2005 r. czeka nas załamanie eksportu.
Na razie tak się nie stało. I zdaniem Waldemara Guby z Ministerstwa Rolnictwa, dyrektora departamentu zajmującego się analizowaniem naszego handlu, raczej nie należy tego oczekiwać.
- Zwykle po koniec roku eksport spada, styczeń też jest na ogół słabszym miesiącem - uspokaja Guba. - Na pewno eksporterzy zarabiają dziś mniej z powodu mocnego złotego niż w okresie, kiedy za jedno euro dostawali 4,7 zł, ale umów handlowych nie zrywa się z dnia na dzień.
Ponadto według niego firmy przetwórcze tyle zainwestowały w nowoczesne technologie, że ich koszty produkcji znacznie spadły, więc nadal eksport im się opłaca.
Firmy walczą jednak jak mogą z niekorzystnym dla siebie kursem. Jeden z największych zakładów mięsnych - Duda z Grąbkowa - ratuje się dodatkowym importem - zamiast przywozić do kraju euro za sprzedane za granicą mięso, kupuje tam towary, które potem sprzedaje na rynku krajowym albo reeksportuje (nie chciał zdradzić nam szczegółów). Dzięki temu nie tylko nie zamierza ograniczyć eksportu, ale wręcz przeciwnie - z 13 proc. swojej produkcji w zeszłym roku chce zwiększyć eksport w 2005 r. do 15 proc.
Inny eksporter mięsa mówi: - Jak kurs się wahnie niekorzystnie, to obniżam cenę skupu świń i wychodzi mi na jedno.
Groźni Polacy
Zmieniły się też kierunki geograficzne naszego eksportu. Największymi odbiorcami pozostają Niemcy i Holandia, ale ruszyliśmy na podbój krajów leżących na obrzeżach Unii, np. do Portugalii eksport wzrósł czterokrotnie, do Hiszpanii półtora raza i podobnie do Irlandii. Bardzo rozwinął się eksport do nowych krajów UE, np. do Czech wzrósł dwu-, a na Cypr trzykrotnie.
Co ciekawe, mimo kłopotów dyplomatycznych i handlowych z Rosją eksport żywności do tego kraju nie tylko w zeszłym roku nie zmalał, ale wzrósł o 28 proc. Straciła na pewno część firm mięsnych i mleczarń, bo Rosjanie ograniczyli dostęp do swojego rynku. Z drugiej strony od 1 maja mamy takie same przywileje jak wszystkie zakłady unijne, czyli prawo do dopłat eksportowych. A to oznacza, że na rynku rosyjskim z naszymi niższymi kosztami produkcji i tańszym, bo bliższym transportem możemy wypierać firmy z innych krajów UE.
Nie wszystkim w Unii w smak nasza ekspansja. Dotarliśmy do pisma, w którym nasza ambasada w Helsinkach informuje rząd o zaniepokojeniu Finów naszą przebojowością.
"Okazuje się, że w pierwszych tygodniach tego roku aż 33 proc. ulubionego przez Finów sera edamskiego pochodzi z importu, głównie z Polski. Fińskie zakłady mleczarskie nie widzą możliwości podjęcia rywalizacji cenowej z produktami z Polski, gdzie mleko jest tańsze o 50 proc. niż w Finlandii" - czytamy w piśmie. "Ewidentnym przykładem jest spółdzielnia Milka, która nie wytrzymała rywalizacji z tańszym o 1 euro za kilogram polskim Edamem i została zmuszona do zaprzestania produkcji. Milkę wchłonął koncern Valio, jej zakłady zamknięto, a urządzenia wyprzedaje się do Rosji".
Przedsiębiorcy wiedzieli swoje
Nadwyżkę w handlu żywnością notujemy od 2003 r. Dlaczego wcześniej import przewyższał eksport? W latach 90. szybkie umacnianie się złotego hamowało rozwój eksportu, a do tego popyt na rynku krajowym na żywność rósł szybciej niż możliwości produkcyjne firm. Ale jednocześnie coraz mocniejszy złoty sprawiał, że opłacał się import nowoczesnych technologii.
Jeszcze przed 1 maja 2004 politycy Samoobrony czy LPR wieszczyli, że gdy wejdziemy do Unii, zaleje nas zagraniczna żywność. Przedsiębiorcy i eksporterzy wiedzieli jednak swoje - spodziewali się wzrostu cen i zysków, dlatego tuż przed rozszerzeniem UE, zamiast eksportować, chomikowali towary po magazynach, by po 1 maja uzyskać wyższe ceny. Kwiecień 2004 był jedynym miesiącem zeszłego roku, w którym mieliśmy ujemny bilans handlowy.
Z danych resortu rolnictwa, do jakich dotarła "Gazeta", wynika, że styczeń był kolejnym miesiącem, w którym mieliśmy dodatni bilans w handlu żywnością - eksport wzrósł o 31 proc., przy czym do dawnej unijnej Piętnastki aż o 37 proc. To prawie tak dobrze jak w zeszłym roku, który był nadzwyczajny pod tym względem.
Utrzymuje się wysoka nadwyżka w handlu żywnością - w styczniu wyniosła 60 mln euro.
Skok do Unii
Eksport żywności rósł gwałtownie od 1 maja 2004 r., gdyż ceny w kraju były znacznie niższe niż w pozostałych krajach Unii. Do tego wiele firm z myślą o otwarciu unijnych rynków w ciągu ostatnich kilku lat dużo inwestowało w unowocześnienie produkcji i zwiększenie mocy produkcyjnych. Zrobiły tak np. zakłady mięsne i cukiernicze oraz mleczarnie. Teraz wytwarzają znacznie więcej żywności, niż rynek krajowy może wchłonąć - eksport jest więc dla nich koniecznością.
Pod względem wartości w ubiegłym roku najwięcej wysłaliśmy na eksport mięsa drobiowego (za 186 mln euro), chociaż tu eksport wzrósł w porównaniu z rokiem 2003 tylko o 23 proc. Ale już eksport mleka w proszku - czterokrotnie, śmietany trzykrotnie, mięsa wołowego dwa i pół razy, a ciast i ciasteczek - dwa razy.
Zmalał natomiast gwałtownie eksport owoców mrożonych, zwłaszcza truskawek, i to aż o 25 proc., ale nadal jest to bardzo znacząca pozycja w naszym bilansie - sprzedajemy ich za 126 mln euro rocznie.
Sprytne sposoby na złotego
W listopadzie i grudniu bilans handlowy zaczął się wyraźnie pogarszać, a producenci alarmowali, że to skutek coraz mocniejszego złotego. I ostrzegali - jeśli złoty się nie osłabi, to w 2005 r. czeka nas załamanie eksportu.
Na razie tak się nie stało. I zdaniem Waldemara Guby z Ministerstwa Rolnictwa, dyrektora departamentu zajmującego się analizowaniem naszego handlu, raczej nie należy tego oczekiwać.
- Zwykle po koniec roku eksport spada, styczeń też jest na ogół słabszym miesiącem - uspokaja Guba. - Na pewno eksporterzy zarabiają dziś mniej z powodu mocnego złotego niż w okresie, kiedy za jedno euro dostawali 4,7 zł, ale umów handlowych nie zrywa się z dnia na dzień.
Ponadto według niego firmy przetwórcze tyle zainwestowały w nowoczesne technologie, że ich koszty produkcji znacznie spadły, więc nadal eksport im się opłaca.
Firmy walczą jednak jak mogą z niekorzystnym dla siebie kursem. Jeden z największych zakładów mięsnych - Duda z Grąbkowa - ratuje się dodatkowym importem - zamiast przywozić do kraju euro za sprzedane za granicą mięso, kupuje tam towary, które potem sprzedaje na rynku krajowym albo reeksportuje (nie chciał zdradzić nam szczegółów). Dzięki temu nie tylko nie zamierza ograniczyć eksportu, ale wręcz przeciwnie - z 13 proc. swojej produkcji w zeszłym roku chce zwiększyć eksport w 2005 r. do 15 proc.
Inny eksporter mięsa mówi: - Jak kurs się wahnie niekorzystnie, to obniżam cenę skupu świń i wychodzi mi na jedno.
Groźni Polacy
Zmieniły się też kierunki geograficzne naszego eksportu. Największymi odbiorcami pozostają Niemcy i Holandia, ale ruszyliśmy na podbój krajów leżących na obrzeżach Unii, np. do Portugalii eksport wzrósł czterokrotnie, do Hiszpanii półtora raza i podobnie do Irlandii. Bardzo rozwinął się eksport do nowych krajów UE, np. do Czech wzrósł dwu-, a na Cypr trzykrotnie.
Co ciekawe, mimo kłopotów dyplomatycznych i handlowych z Rosją eksport żywności do tego kraju nie tylko w zeszłym roku nie zmalał, ale wzrósł o 28 proc. Straciła na pewno część firm mięsnych i mleczarń, bo Rosjanie ograniczyli dostęp do swojego rynku. Z drugiej strony od 1 maja mamy takie same przywileje jak wszystkie zakłady unijne, czyli prawo do dopłat eksportowych. A to oznacza, że na rynku rosyjskim z naszymi niższymi kosztami produkcji i tańszym, bo bliższym transportem możemy wypierać firmy z innych krajów UE.
Nie wszystkim w Unii w smak nasza ekspansja. Dotarliśmy do pisma, w którym nasza ambasada w Helsinkach informuje rząd o zaniepokojeniu Finów naszą przebojowością.
"Okazuje się, że w pierwszych tygodniach tego roku aż 33 proc. ulubionego przez Finów sera edamskiego pochodzi z importu, głównie z Polski. Fińskie zakłady mleczarskie nie widzą możliwości podjęcia rywalizacji cenowej z produktami z Polski, gdzie mleko jest tańsze o 50 proc. niż w Finlandii" - czytamy w piśmie. "Ewidentnym przykładem jest spółdzielnia Milka, która nie wytrzymała rywalizacji z tańszym o 1 euro za kilogram polskim Edamem i została zmuszona do zaprzestania produkcji. Milkę wchłonął koncern Valio, jej zakłady zamknięto, a urządzenia wyprzedaje się do Rosji".
Przedsiębiorcy wiedzieli swoje
Nadwyżkę w handlu żywnością notujemy od 2003 r. Dlaczego wcześniej import przewyższał eksport? W latach 90. szybkie umacnianie się złotego hamowało rozwój eksportu, a do tego popyt na rynku krajowym na żywność rósł szybciej niż możliwości produkcyjne firm. Ale jednocześnie coraz mocniejszy złoty sprawiał, że opłacał się import nowoczesnych technologii.
Jeszcze przed 1 maja 2004 politycy Samoobrony czy LPR wieszczyli, że gdy wejdziemy do Unii, zaleje nas zagraniczna żywność. Przedsiębiorcy i eksporterzy wiedzieli jednak swoje - spodziewali się wzrostu cen i zysków, dlatego tuż przed rozszerzeniem UE, zamiast eksportować, chomikowali towary po magazynach, by po 1 maja uzyskać wyższe ceny. Kwiecień 2004 był jedynym miesiącem zeszłego roku, w którym mieliśmy ujemny bilans handlowy.
Źródło: Tygodnik Finansowy
Powrót do aktualności