Być albo nie być dla setki ferm
Polskie wielkie fermy hodowlane mają kłopoty z dostosowaniem do unijnych norm. Sto z nich powinno zostać natychmiast zamkniętych. Hodowcy świń muszą zainwestować setki milionów złotych i chcą to rozłożyć w czasie. Bruksela może zaprotestować.
Do końca ubiegłego roku 180 największych ferm trzody chlewnej (mających powyżej 2 tys. stanowisk) powinno otrzymać tzw. zintegrowane pozwolenie zapobiegania zanieczyszczeniom (IPPC). Wnioski o nie złożyła tylko połowa z nich, a zaledwie kilkanaście pozwolenie otrzymało. Setce ferm grozi zamknięcie.
- Wydaliśmy polecenie o wszczęciu postępowań zamykania ferm, które nie złożyły wniosku o zintegrowane pozwolenie - informuje Anna Kowalska, dyrektor Departamentu Inspekcji i Orzecznictwa w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska.
Zintegrowane pozwolenia musi w Polsce dostać 2,5 tysiąca przedsiębiorstw. Dla większości z nich termin ich uzyskania ustalony został do końca przyszłego roku lub do 30 października 2007 r., kiedy Unia ostatecznie rozliczy Polskę z dyrektywy wprowadzającej IPPC. Wielkoprzemysłowe fermy trzody chlewnej otrzymały najkrótszy okres przejściowy.
Dyrektywie unijnej nie musiała podporządkować się duńska firma Poldanor. W polskim traktacie akcesyjnym przyznano jej okres przejściowy do 2010 r.
- Nie wiemy, dlaczego nasza spółka została wpisana na tę listę, tym bardziej że nasze fermy już przed wejściem Polski do UE spełniały standardy opisane w dyrektywie IPPC - twierdzi Grzegorz Brodziak, członek zarządu Poldanor.
Ta duńska firma ma w Polsce 20 ferm i rocznie produkuje 400 tys. prosiąt. Prasa ujawniła, że na jej polskich fermach zbiorniki z nawozem naturalnym (gnojowicą) są odkryte, choć w Danii jest to zabronione od 18 lat.
Po ujawnieniu tych informacji Poldanor zainwestował około miliona złotych w przykrycie zbiorników. Setki innych ferm w Polsce nie zrobiło jednak nic w tym kierunku, choć mają czas tylko do 1 maja tego roku. Dziś już wiadomo, że nie zdążą wykonać inwestycji ocenianych na kilkaset milionów złotych. Być może nie będą musiały się spieszyć, bo Senacka Komisja Rolnictwa zaproponowała wykreślenie punktu o przykrywaniu zbiorników z ustawy o nawozach i nawożeniu. - To skandal, mamy nadzieję, że propozycja Senatu nie zostanie zaakceptowana - komentuje Marek Kryda, dyrektor Ogólnopolskiej Koalicji Zielonych, który jako jeden z pierwszych nagłośnił sprawę Poldanoru.
Przedstawiciele branży mięsnej wskazują jednak, że przesunięcie terminu zakrycia zbiorników jest konieczne. Posłowie proponowali, by wszystkie wielkoprzemysłowe fermy miały zbiorniki przykryte sztywną płytą, co oznaczałoby konieczność wydania przez branżę setki milionów złotych. Przepisy unijne nie określają dokładnie, jakie pokrywy powinny być stosowane przy nawozach naturalnych, ale wątpliwe jest, by Komisja Europejska pozwoliła Polsce na obchodzenie prawa.
Do końca ubiegłego roku 180 największych ferm trzody chlewnej (mających powyżej 2 tys. stanowisk) powinno otrzymać tzw. zintegrowane pozwolenie zapobiegania zanieczyszczeniom (IPPC). Wnioski o nie złożyła tylko połowa z nich, a zaledwie kilkanaście pozwolenie otrzymało. Setce ferm grozi zamknięcie.
- Wydaliśmy polecenie o wszczęciu postępowań zamykania ferm, które nie złożyły wniosku o zintegrowane pozwolenie - informuje Anna Kowalska, dyrektor Departamentu Inspekcji i Orzecznictwa w Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska.
Zintegrowane pozwolenia musi w Polsce dostać 2,5 tysiąca przedsiębiorstw. Dla większości z nich termin ich uzyskania ustalony został do końca przyszłego roku lub do 30 października 2007 r., kiedy Unia ostatecznie rozliczy Polskę z dyrektywy wprowadzającej IPPC. Wielkoprzemysłowe fermy trzody chlewnej otrzymały najkrótszy okres przejściowy.
Dyrektywie unijnej nie musiała podporządkować się duńska firma Poldanor. W polskim traktacie akcesyjnym przyznano jej okres przejściowy do 2010 r.
- Nie wiemy, dlaczego nasza spółka została wpisana na tę listę, tym bardziej że nasze fermy już przed wejściem Polski do UE spełniały standardy opisane w dyrektywie IPPC - twierdzi Grzegorz Brodziak, członek zarządu Poldanor.
Ta duńska firma ma w Polsce 20 ferm i rocznie produkuje 400 tys. prosiąt. Prasa ujawniła, że na jej polskich fermach zbiorniki z nawozem naturalnym (gnojowicą) są odkryte, choć w Danii jest to zabronione od 18 lat.
Po ujawnieniu tych informacji Poldanor zainwestował około miliona złotych w przykrycie zbiorników. Setki innych ferm w Polsce nie zrobiło jednak nic w tym kierunku, choć mają czas tylko do 1 maja tego roku. Dziś już wiadomo, że nie zdążą wykonać inwestycji ocenianych na kilkaset milionów złotych. Być może nie będą musiały się spieszyć, bo Senacka Komisja Rolnictwa zaproponowała wykreślenie punktu o przykrywaniu zbiorników z ustawy o nawozach i nawożeniu. - To skandal, mamy nadzieję, że propozycja Senatu nie zostanie zaakceptowana - komentuje Marek Kryda, dyrektor Ogólnopolskiej Koalicji Zielonych, który jako jeden z pierwszych nagłośnił sprawę Poldanoru.
Przedstawiciele branży mięsnej wskazują jednak, że przesunięcie terminu zakrycia zbiorników jest konieczne. Posłowie proponowali, by wszystkie wielkoprzemysłowe fermy miały zbiorniki przykryte sztywną płytą, co oznaczałoby konieczność wydania przez branżę setki milionów złotych. Przepisy unijne nie określają dokładnie, jakie pokrywy powinny być stosowane przy nawozach naturalnych, ale wątpliwe jest, by Komisja Europejska pozwoliła Polsce na obchodzenie prawa.
Źródło: Rzeczpospolita