Czym karmiono zwierzęta, które jemy?
Przez ponad rok nieuczciwi hodowcy mogli karmić zwierzęta paszą z zabronionymi mączkami mięsno-kostnymi - mówią weterynarze. Specjaliści uspokajają, że nie grozi nam zakażenie chorobą szalonych krów, ale przepisy o mączkach zaostrzono.
Przyczyną epidemii BSE było właśnie karmienie bydła mączką mięsno-kostną, która zawierała chorobotwórcze białka - tzw. priony. Tymczasem w Polsce mimo wprowadzonego w listopadzie 2003 r. zakazu wykorzystywania mączki w paszach dla zwierząt gospodarskich (krów, świni, owiec, kóz) rolnicy nadal to robili. Kupowali mączki jako tzw. polepszacze gleby i mieszali je z paszą.
Przez ostatni rok nie było w kraju skutecznej kontroli nad tym, gdzie trafiają mączki i jak są wykorzystywane.
Martwe dusze na zakupach
Teoretycznie za nadzór nad obrotem mączkami odpowiadali powiatowi lekarze weterynarii. To do nich trafiały listy osób, które kupowały mączki u producentów. Zadaniem lekarzy była i jest kontrola mieszalni pasz czy gospodarstw.
- To wszystko było fikcją - mówi Kazimierz Pajączkowski, powiatowy lekarz weterynarii w Gnieźnie. - Zakład sprzedający mączki nie wymagał od kupujących wylegitymowania się, więc ci wpisywali fałszywe adresy i nazwiska. Na przykład zakład w Osetnicy powiadomił nas, że mączkę kupił u nich jeden z rolników z naszego powiatu. Inspektor pojechał do wskazanej wsi i nie znalazł rolnika o takim nazwisku i adresie.
Pajączkowski opowiada o kontroli, którą chciano przeprowadzić u około dziesięciu hodowców kupujących mączkę. Okazało się, że tylko jeden istniał naprawdę, reszta podała nieprawdziwe dane.
Podobne doświadczenia ma Lech Gogolewski, powiatowy lekarz weterynarii w Poznaniu. - Z kilkunastu kontroli, które przeprowadziliśmy wśród osób zaopatrujących się w polepszacze, tylko dwie mogły się odbyć naprawdę, bo reszta osób nie istniała - mówi.
Dlaczego na listach, które dostawali weterynarze, widniały niemal wyłącznie "martwe dusze"? Żeby inspektorzy weterynarii nie mogli później sprawdzić, do jakich celów mączka będzie faktycznie wykorzystana.
- Mączki to bardzo tanie i łatwo przyswajalne białko. Dodane do pasz przyspieszają rozwój zwierzęcia - mówi osoba parająca się produkcją żywności dla zwierząt.
Złe mączki są palone
- Część mączek kupowanych przez nieuczciwych rolników na pewno trafiła do koryt, ale czy większość? Nie wiem - mówi Stanisława Mróz-Dembińska, wojewódzki inspektor ds. nadzoru nad środkami żywienia zwierząt i nadzorem nad ubocznymi produktami zwierzęcymi w Wielkopolsce. - Problem w tym, że taki hodowca nie ponosi żadnych poważniejszych konsekwencji. Płaci 500 zł mandatu, a sprawa, która trafia do prokuratury, jest natychmiast umarzana ze względu na niską szkodliwość czynu.
Mróz-Dembińska uspokaja, że podczas kontroli w gospodarstwach (w ciągu roku sprawdza się ich dużo, bo co dziesiąte) zdarzały się tylko pojedyncze przypadki znajdowania mączek w paszach.
Główny lekarz weterynarii Krzysztof Jażdżewski zapewnia, że nie musimy się obawiać zakażenia chorobą szalonych krów. - Mączka jest groźna wtedy, gdy jest skażona prionami, a wszystkie zagrożone takim skażeniem mączki są u nas od razu palone - twierdzi.
O braku faktycznego nadzoru nad obrotem mączkami donosiła już w ubiegłym roku Najwyższa Izba Kontroli. Efektem jej kontroli jest m.in. nowe rozporządzenie ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Od 6 stycznia hodowca, który kupuje mączkę, musi wylegitymować się sprzedawcy jakimś dowodem tożsamości. Sprzedawca powinien z kolei spisać dane hodowcy na specjalnym formularzu, w trzech egzemplarzach. Po jednym dostają obie strony transakcji, a trzeci trafia do powiatowego lekarza weterynarii.
Przyczyną epidemii BSE było właśnie karmienie bydła mączką mięsno-kostną, która zawierała chorobotwórcze białka - tzw. priony. Tymczasem w Polsce mimo wprowadzonego w listopadzie 2003 r. zakazu wykorzystywania mączki w paszach dla zwierząt gospodarskich (krów, świni, owiec, kóz) rolnicy nadal to robili. Kupowali mączki jako tzw. polepszacze gleby i mieszali je z paszą.
Przez ostatni rok nie było w kraju skutecznej kontroli nad tym, gdzie trafiają mączki i jak są wykorzystywane.
Martwe dusze na zakupach
Teoretycznie za nadzór nad obrotem mączkami odpowiadali powiatowi lekarze weterynarii. To do nich trafiały listy osób, które kupowały mączki u producentów. Zadaniem lekarzy była i jest kontrola mieszalni pasz czy gospodarstw.
- To wszystko było fikcją - mówi Kazimierz Pajączkowski, powiatowy lekarz weterynarii w Gnieźnie. - Zakład sprzedający mączki nie wymagał od kupujących wylegitymowania się, więc ci wpisywali fałszywe adresy i nazwiska. Na przykład zakład w Osetnicy powiadomił nas, że mączkę kupił u nich jeden z rolników z naszego powiatu. Inspektor pojechał do wskazanej wsi i nie znalazł rolnika o takim nazwisku i adresie.
Pajączkowski opowiada o kontroli, którą chciano przeprowadzić u około dziesięciu hodowców kupujących mączkę. Okazało się, że tylko jeden istniał naprawdę, reszta podała nieprawdziwe dane.
Podobne doświadczenia ma Lech Gogolewski, powiatowy lekarz weterynarii w Poznaniu. - Z kilkunastu kontroli, które przeprowadziliśmy wśród osób zaopatrujących się w polepszacze, tylko dwie mogły się odbyć naprawdę, bo reszta osób nie istniała - mówi.
Dlaczego na listach, które dostawali weterynarze, widniały niemal wyłącznie "martwe dusze"? Żeby inspektorzy weterynarii nie mogli później sprawdzić, do jakich celów mączka będzie faktycznie wykorzystana.
- Mączki to bardzo tanie i łatwo przyswajalne białko. Dodane do pasz przyspieszają rozwój zwierzęcia - mówi osoba parająca się produkcją żywności dla zwierząt.
Złe mączki są palone
- Część mączek kupowanych przez nieuczciwych rolników na pewno trafiła do koryt, ale czy większość? Nie wiem - mówi Stanisława Mróz-Dembińska, wojewódzki inspektor ds. nadzoru nad środkami żywienia zwierząt i nadzorem nad ubocznymi produktami zwierzęcymi w Wielkopolsce. - Problem w tym, że taki hodowca nie ponosi żadnych poważniejszych konsekwencji. Płaci 500 zł mandatu, a sprawa, która trafia do prokuratury, jest natychmiast umarzana ze względu na niską szkodliwość czynu.
Mróz-Dembińska uspokaja, że podczas kontroli w gospodarstwach (w ciągu roku sprawdza się ich dużo, bo co dziesiąte) zdarzały się tylko pojedyncze przypadki znajdowania mączek w paszach.
Główny lekarz weterynarii Krzysztof Jażdżewski zapewnia, że nie musimy się obawiać zakażenia chorobą szalonych krów. - Mączka jest groźna wtedy, gdy jest skażona prionami, a wszystkie zagrożone takim skażeniem mączki są u nas od razu palone - twierdzi.
O braku faktycznego nadzoru nad obrotem mączkami donosiła już w ubiegłym roku Najwyższa Izba Kontroli. Efektem jej kontroli jest m.in. nowe rozporządzenie ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Od 6 stycznia hodowca, który kupuje mączkę, musi wylegitymować się sprzedawcy jakimś dowodem tożsamości. Sprzedawca powinien z kolei spisać dane hodowcy na specjalnym formularzu, w trzech egzemplarzach. Po jednym dostają obie strony transakcji, a trzeci trafia do powiatowego lekarza weterynarii.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Powrót do aktualności