Rośnie zainteresowanie cudzoziemców polskimi gruntami
Coraz więcej obcokrajowców jest zainteresowanych gruntami należącymi do Agencji Nieruchomości Rolnych na ziemiach zachodnich. Gospodarować w Polsce chcą rolnicy z Holandii, Niemiec, Anglii. Kilkudziesięciu obcokrajowców ma już gospodarstwa na terenie południowo-zachodniej Polski.
- To poważni inwestorzy i doskonali fachowcy. Takich nigdy za wielu - mówi dyrektor opolskiego oddziału ANR Kornel Zieliński.
Pytani o zagranicznych inwestorów pracownicy ANR w Opolu nie kryją zadowolenia z dotychczasowej działalności rolników z Holandii, Niemiec i Anglii. - To profesjonaliści. Dają sobie radę nawet tam, gdzie nasi plajtowali - dodaje Zieliński.
Grupa Holendrów zdecydowała się wydzierżawić od Agencji siedemset hektarów słabych ziem. Na 50 ha nowi gospodarze postawili tunele, w których uprawiają dalie. Znaczna część zebranych w opolskich Karłowicach kwiatów trafia na rynki zachodniej Europy, a w gospodarstwie pracę znalazło ponad sto osób. - Mają podobną działalność u siebie, ale tam brakuje już ziemi, więc postanowili przenieść część produkcji do Polski. Ciągle inwestują i przymierzają się do zatrudnienia kolejnych ludzi. Docelowo gospodarstwo da pracę trzystu osobom z naszego terenu. Tacy fachowcy to skarb - podkreśla Zieliński.
Daje sobie również radę gospodarująca na terenie byłego kombinatu rolnego brytyjska firma Top Farms. Ziemniaki spod Głubczyc można dziś kupić w Moskwie. Nie narzeka rodzina rolnika ze wschodnich Niemiec, który przejął od Agencji pięćset hektarów pod Gogolinem. Zanim pojawił się tutaj, okoliczni rolnicy nie wykazywali zainteresowania zagospodarowaniem ziemi po państwowym molochu. Dziś, gdy udowodnił, że i w Polsce można prowadzić nowoczesne i dochodowe gospodarstwo, z zazdrością patrzą na jego uprawy.
- Nie możemy narzekać. Obcokrajowcy okazali się doskonałymi fachowcami, od których i nasi rolnicy mogą dużo się nauczyć. Choćby tego, że na gospodarkę też trzeba mieć pomysł - zapewnia Zieliński.
Podobnego zdania jest dyrektor ANR we Wrocławiu Stanisław Stefanko, u którego coraz częściej o grunty pod uprawę pytają Niemcy, Austriacy i Holendrzy. Dla niektórych informacje, jakie uzyskują w Polsce są prawdziwym zaskoczeniem. - Z rozmów, jakie prowadzę, wynika, że dla niektórych obcokrajowców Polska jest rajem, gdzie tysiąchektarowe gospodarstwa z gruntami pierwszej klasy tylko na nich czekają. Bardzo się dziwią, gdy tłumaczę, że na takie rodzynki to bez trudu znajdę chętnych w kraju - relacjonuje Stanisław Stefanko.
Zdaniem specjalistów, kilkudziesięciu obcokrajowców mających już gospodarstwa na terenie południowo-zachodniej Polski to dopiero początek, choć na razie trudno mówić o fali chętnych do kupowania lub dzierżawienia ziemi w naszym kraju. - Trochę się nas jeszcze boją, ale pionierzy z ich krajów chyba już robią nam dobrą opinię. W każdym razie pytających o warunki dzierżawy lub sprzedaży jest coraz więcej - zapewnia Stefanko.
- To poważni inwestorzy i doskonali fachowcy. Takich nigdy za wielu - mówi dyrektor opolskiego oddziału ANR Kornel Zieliński.
Pytani o zagranicznych inwestorów pracownicy ANR w Opolu nie kryją zadowolenia z dotychczasowej działalności rolników z Holandii, Niemiec i Anglii. - To profesjonaliści. Dają sobie radę nawet tam, gdzie nasi plajtowali - dodaje Zieliński.
Grupa Holendrów zdecydowała się wydzierżawić od Agencji siedemset hektarów słabych ziem. Na 50 ha nowi gospodarze postawili tunele, w których uprawiają dalie. Znaczna część zebranych w opolskich Karłowicach kwiatów trafia na rynki zachodniej Europy, a w gospodarstwie pracę znalazło ponad sto osób. - Mają podobną działalność u siebie, ale tam brakuje już ziemi, więc postanowili przenieść część produkcji do Polski. Ciągle inwestują i przymierzają się do zatrudnienia kolejnych ludzi. Docelowo gospodarstwo da pracę trzystu osobom z naszego terenu. Tacy fachowcy to skarb - podkreśla Zieliński.
Daje sobie również radę gospodarująca na terenie byłego kombinatu rolnego brytyjska firma Top Farms. Ziemniaki spod Głubczyc można dziś kupić w Moskwie. Nie narzeka rodzina rolnika ze wschodnich Niemiec, który przejął od Agencji pięćset hektarów pod Gogolinem. Zanim pojawił się tutaj, okoliczni rolnicy nie wykazywali zainteresowania zagospodarowaniem ziemi po państwowym molochu. Dziś, gdy udowodnił, że i w Polsce można prowadzić nowoczesne i dochodowe gospodarstwo, z zazdrością patrzą na jego uprawy.
- Nie możemy narzekać. Obcokrajowcy okazali się doskonałymi fachowcami, od których i nasi rolnicy mogą dużo się nauczyć. Choćby tego, że na gospodarkę też trzeba mieć pomysł - zapewnia Zieliński.
Podobnego zdania jest dyrektor ANR we Wrocławiu Stanisław Stefanko, u którego coraz częściej o grunty pod uprawę pytają Niemcy, Austriacy i Holendrzy. Dla niektórych informacje, jakie uzyskują w Polsce są prawdziwym zaskoczeniem. - Z rozmów, jakie prowadzę, wynika, że dla niektórych obcokrajowców Polska jest rajem, gdzie tysiąchektarowe gospodarstwa z gruntami pierwszej klasy tylko na nich czekają. Bardzo się dziwią, gdy tłumaczę, że na takie rodzynki to bez trudu znajdę chętnych w kraju - relacjonuje Stanisław Stefanko.
Zdaniem specjalistów, kilkudziesięciu obcokrajowców mających już gospodarstwa na terenie południowo-zachodniej Polski to dopiero początek, choć na razie trudno mówić o fali chętnych do kupowania lub dzierżawienia ziemi w naszym kraju. - Trochę się nas jeszcze boją, ale pionierzy z ich krajów chyba już robią nam dobrą opinię. W każdym razie pytających o warunki dzierżawy lub sprzedaży jest coraz więcej - zapewnia Stefanko.
Jeśli cudzoziemiec chce kupić w Polsce grunty rolne, musi ubiegać się o zezwolenie ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz ministra rolnictwa i rozwoju wsi. W każdym przypadku transakcji może sprzeciwić się minister obrony narodowej. |
Źródło: Rzeczpospolita