Obawy o zmowę cenową
Po raz pierwszy skup zbóż w Polsce będzie przeprowadzany na uczciwych zasadach, jednakowych dla wszystkich rolników. Firmy skupujące już teraz konkurują o dostawy od producentów i cena tony pszenicy w trakcie żniw nie powinna spaść poniżej 101 euro - uspokaja minister rolnictwa Wojciech Olejniczak.
Dotychczasowy system interwencji na rynku zbóż był powszechnie krytykowany, bowiem jego odbiorcami było zaledwie 50 - 60 tys. gospodarstw, czyli 3 proc. rolników. Tylko tylu producentów otrzymywało dopłaty do cen skupu pszenicy i żyta. Po integracji z Unią system ten przestał funkcjonować i w tym roku skup interwencyjny rozpocznie się dopiero 1 listopada. Wtedy cena interwencyjna dla pszenicy (oraz kukurydzy i jęczmienia) wyniesie 101,31 euro/t; nie będzie interwencyjnego skupu żyta.
Rolnicy boją się, że bez ingerencji państwa w czasie żniw dojdzie do zmowy cenowej skupujących.
- Nie ma obawy, że powstanie kartel zbożowy. Już teraz firmy konkurują między sobą o zapewnienie dostaw od rolników, ponieważ po ubiegłorocznych słabych zbiorach mają puste magazyny - wyjaśniał wczoraj na konferencji prasowej Wojciech Olejniczak.
Polska jako jedyny kraj w Unii wprowadziła możliwość korzystania z kredytów skupowych, z dopłatą Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Ich oprocentowanie wyniesie 4,5 proc. W programie uczestniczy 14 banków. Podmioty, które z nich skorzystają, muszą rolnikom zapłacić za zboże w ciągu 14 dni. ARiMR przeznaczy na dopłaty 20 mln zł.
Inaczej na tegoroczny skup zbóż patrzą szefowie trzech związków rolników: Władysław Serafin (KZRKiOR), Andrzej Lepper ("Samoobrona") i Roman Wierzbicki (NSZZ "Solidarność" RI). Ich zdaniem, firmy oferują w tym roku ceny skupu zbóż poniżej kosztów produkcji, które wzrosły w tym roku o co najmniej kilkanaście procent. Tego nie zrekompensują rolnikom nawet dopłaty bezpośrednie. Dlatego rząd, zdaniem Serafina, mógłby np. wprowadzić przedpłaty z tytułu dopłat bezpośrednich, dzięki którym rolnicy mogliby się wstrzymać ze sprzedażą zbóż do czasu rozpoczęcia interwencji na rynku i nie sprzedawać ich zaraz po żniwach, po cenie znacznie niższej od ceny interwencyjnej.
Przewodniczący Samoobrony Andrzej Lepper obliczył, że jeśli dopłata bezpośrednia do 1 ha zbóż wynosi około 500 zł, to przy plonach na poziomie 3 ton z ha daje to dopłatę w wysokości około 170 zł do 1 tony. Przy cenie skupu 430 zł za tonę, łączna faktyczna cena tony pszenicy wyniosłaby 600 zł za tonę.
Ze względu na trudne warunki gospodarowania połowa rolników otrzyma dopłaty bezpośrednie, podwyższone o 170 zł, do ponad 300 zł na 1 ha. Zatem góral, który z 1 ha zbierze tylko 1 tonę pszenicy, otrzyma za nią 450 zł (cena skupu) + 500 zł (dopłata bezpośrednia do 1 ha) i 350 zł (dopłata ze względu na trudne warunki), a więc razem około 1300 zł.
Zboża do punktów skupu dostarcza w Polsce około 3 proc. gospodarstw. Ponad sześć razy więcej rolników sprzedaje mleko, a kilkanaście razy więcej - żywiec wieprzowy, wołowy i drobiowy. Dochody tych drugich będą tym wyższe, im tańsze będzie zboże.
Minister rolnictwa poinformował wczoraj, że płatnościami bezpośrednimi objętych zostanie 92 proc. powierzchni rolnej.
Dotychczasowy system interwencji na rynku zbóż był powszechnie krytykowany, bowiem jego odbiorcami było zaledwie 50 - 60 tys. gospodarstw, czyli 3 proc. rolników. Tylko tylu producentów otrzymywało dopłaty do cen skupu pszenicy i żyta. Po integracji z Unią system ten przestał funkcjonować i w tym roku skup interwencyjny rozpocznie się dopiero 1 listopada. Wtedy cena interwencyjna dla pszenicy (oraz kukurydzy i jęczmienia) wyniesie 101,31 euro/t; nie będzie interwencyjnego skupu żyta.
Rolnicy boją się, że bez ingerencji państwa w czasie żniw dojdzie do zmowy cenowej skupujących.
- Nie ma obawy, że powstanie kartel zbożowy. Już teraz firmy konkurują między sobą o zapewnienie dostaw od rolników, ponieważ po ubiegłorocznych słabych zbiorach mają puste magazyny - wyjaśniał wczoraj na konferencji prasowej Wojciech Olejniczak.
Polska jako jedyny kraj w Unii wprowadziła możliwość korzystania z kredytów skupowych, z dopłatą Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Ich oprocentowanie wyniesie 4,5 proc. W programie uczestniczy 14 banków. Podmioty, które z nich skorzystają, muszą rolnikom zapłacić za zboże w ciągu 14 dni. ARiMR przeznaczy na dopłaty 20 mln zł.
Inaczej na tegoroczny skup zbóż patrzą szefowie trzech związków rolników: Władysław Serafin (KZRKiOR), Andrzej Lepper ("Samoobrona") i Roman Wierzbicki (NSZZ "Solidarność" RI). Ich zdaniem, firmy oferują w tym roku ceny skupu zbóż poniżej kosztów produkcji, które wzrosły w tym roku o co najmniej kilkanaście procent. Tego nie zrekompensują rolnikom nawet dopłaty bezpośrednie. Dlatego rząd, zdaniem Serafina, mógłby np. wprowadzić przedpłaty z tytułu dopłat bezpośrednich, dzięki którym rolnicy mogliby się wstrzymać ze sprzedażą zbóż do czasu rozpoczęcia interwencji na rynku i nie sprzedawać ich zaraz po żniwach, po cenie znacznie niższej od ceny interwencyjnej.
Przewodniczący Samoobrony Andrzej Lepper obliczył, że jeśli dopłata bezpośrednia do 1 ha zbóż wynosi około 500 zł, to przy plonach na poziomie 3 ton z ha daje to dopłatę w wysokości około 170 zł do 1 tony. Przy cenie skupu 430 zł za tonę, łączna faktyczna cena tony pszenicy wyniosłaby 600 zł za tonę.
Ze względu na trudne warunki gospodarowania połowa rolników otrzyma dopłaty bezpośrednie, podwyższone o 170 zł, do ponad 300 zł na 1 ha. Zatem góral, który z 1 ha zbierze tylko 1 tonę pszenicy, otrzyma za nią 450 zł (cena skupu) + 500 zł (dopłata bezpośrednia do 1 ha) i 350 zł (dopłata ze względu na trudne warunki), a więc razem około 1300 zł.
Zboża do punktów skupu dostarcza w Polsce około 3 proc. gospodarstw. Ponad sześć razy więcej rolników sprzedaje mleko, a kilkanaście razy więcej - żywiec wieprzowy, wołowy i drobiowy. Dochody tych drugich będą tym wyższe, im tańsze będzie zboże.
Minister rolnictwa poinformował wczoraj, że płatnościami bezpośrednimi objętych zostanie 92 proc. powierzchni rolnej.
Źródło: Rzeczpospolita