100 milionów euro wraca do Brukseli
Polska nie otrzyma w tym roku z Brukseli około 100 milionów euro dopłat bezpośrednich dla rolników - powiedział nam wczoraj wiceprezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa Mirosław Drygas.
Powodem straty jest to, że rząd podał Komisji Europejskiej zbyt dużą powierzchnię upraw, które miały być objęte pomocą Unii.
Z naszych informacji wynika, iż wiosną tego roku ostateczną decyzję o podaniu sięgającej aż 14,8 mln hektarów powierzchni podjął minister rolnictwa Wojciech Olejniczak. To samo radził mu m.in. radca ds. rolnych w polskim przedstawicielstwie w Brukseli Władysław Piskorz, a także eksperci fundacji zajmującej się badaniem wsi FAPA. "To była decyzja z myślą o nadchodzących latach. Być może stopniowo zwiększy się liczba rolników, którzy wystąpią o pomoc" - tłumaczy Wanda Chmielewska, kierująca sekcją analiz FAPA.
Jednak zdymisjonowany we wtorek wiceminister rolnictwa Jerzy Plewa upierał się przy podaniu Brukseli mniejszej powierzchni upraw, wynoszącej 13,25 mln hektarów. Niemal dokładnie tyle zadeklarowali rolnicy, którzy występują o pomoc. Gdyby wniosek Plewy przeszedł, polska wieś otrzymałaby w tym roku o około 150 milionów euro dopłat więcej, z czego blisko 2/3 sfinansowanych przez Brukselę - twierdzą eksperci Komisji Europejskiej.
Ograniczenie deklarowanej powierzchni upraw pozwoliłoby także na przyznanie większego wymiaru pomocy na hektar (obecnie około 105 euro). Dzięki temu najbardziej sprawne polskie gospodarstwa mogłyby łatwiej konkurować z zachodnimi farmerami.
Dlaczego polskie władze się przeliczyły? "Winni są rolnicy. Co można zrobić, jeśli ktoś nie chce przyjąć pieniędzy, które mu się oferuje" - mówi Wanda Chmielewska. Jednak urzędnicy Komisji Europejskiej wskazują także na szczegółowe warunki wypłaty pomocy, których być może nie doczytali polscy negocjatorzy. Jednym z wymogów jest utrzymywanie "w dobrym stanie" gruntów, które mają być objęte pomocą. Jeśli nic się na nich nie uprawia, to przynajmniej powinny być regularnie orane tak, aby w każdej chwili rozpoczęcie uprawy było możliwe. Tego warunku nie spełnia jednak znacząca część właścicieli gospodarstw.
Nie jest jasne, czy ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za utratę pieniędzy. Do tej pory największą stratę w pomocy otrzymywanej z Brukseli Polska poniosła 7 lat temu. Wówczas jednak musieliśmy oddać z unijnego funduszu Phare cztery razy mniej środków. Mimo to jeden z zastępców ówczesnego szefa Komitetu Integracji Europejskiej Ryszarda Czarneckiego został przez premiera Jerzego Buzka zdymisjonowany.
Powodem straty jest to, że rząd podał Komisji Europejskiej zbyt dużą powierzchnię upraw, które miały być objęte pomocą Unii.
Z naszych informacji wynika, iż wiosną tego roku ostateczną decyzję o podaniu sięgającej aż 14,8 mln hektarów powierzchni podjął minister rolnictwa Wojciech Olejniczak. To samo radził mu m.in. radca ds. rolnych w polskim przedstawicielstwie w Brukseli Władysław Piskorz, a także eksperci fundacji zajmującej się badaniem wsi FAPA. "To była decyzja z myślą o nadchodzących latach. Być może stopniowo zwiększy się liczba rolników, którzy wystąpią o pomoc" - tłumaczy Wanda Chmielewska, kierująca sekcją analiz FAPA.
Jednak zdymisjonowany we wtorek wiceminister rolnictwa Jerzy Plewa upierał się przy podaniu Brukseli mniejszej powierzchni upraw, wynoszącej 13,25 mln hektarów. Niemal dokładnie tyle zadeklarowali rolnicy, którzy występują o pomoc. Gdyby wniosek Plewy przeszedł, polska wieś otrzymałaby w tym roku o około 150 milionów euro dopłat więcej, z czego blisko 2/3 sfinansowanych przez Brukselę - twierdzą eksperci Komisji Europejskiej.
Ograniczenie deklarowanej powierzchni upraw pozwoliłoby także na przyznanie większego wymiaru pomocy na hektar (obecnie około 105 euro). Dzięki temu najbardziej sprawne polskie gospodarstwa mogłyby łatwiej konkurować z zachodnimi farmerami.
Dlaczego polskie władze się przeliczyły? "Winni są rolnicy. Co można zrobić, jeśli ktoś nie chce przyjąć pieniędzy, które mu się oferuje" - mówi Wanda Chmielewska. Jednak urzędnicy Komisji Europejskiej wskazują także na szczegółowe warunki wypłaty pomocy, których być może nie doczytali polscy negocjatorzy. Jednym z wymogów jest utrzymywanie "w dobrym stanie" gruntów, które mają być objęte pomocą. Jeśli nic się na nich nie uprawia, to przynajmniej powinny być regularnie orane tak, aby w każdej chwili rozpoczęcie uprawy było możliwe. Tego warunku nie spełnia jednak znacząca część właścicieli gospodarstw.
Nie jest jasne, czy ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za utratę pieniędzy. Do tej pory największą stratę w pomocy otrzymywanej z Brukseli Polska poniosła 7 lat temu. Wówczas jednak musieliśmy oddać z unijnego funduszu Phare cztery razy mniej środków. Mimo to jeden z zastępców ówczesnego szefa Komitetu Integracji Europejskiej Ryszarda Czarneckiego został przez premiera Jerzego Buzka zdymisjonowany.
Źródło: Rzeczpospolita