Kolejna polska firma oszukana na Ukrainie
Wielokrotnie opisywana przez nas sprawa domu handlowego Magnus we Lwowie, należącego do polskich przedsiębiorców Jerzego Konika i Jarosława Nowackiego, nie jest jedynym przykładem szykanowania przez ukraińskich partnerów, przy sprzyjającej postawie tamtejszych władz i sądów.
Po naszych artykułach do redakcji zwróciło się wielu polskich przedsiębiorców, opowiadających, w jaki sposób zostali oszukani przez swych ukraińskich partnerów. Przykładem może być Stolbud z Warszawy, który padł ofiarą Czerkaskiej Prodowolstiennej Kampanii w Czerkasach, której współwłaścicielem był deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy Serhij Podobiedow. Stolbud od czterech lat domaga się zapłaty 320 tys. dolarów za półtusze wieprzowe.
Stolbud w 1999 r. eksportował półtusze wieprzowe na Ukrainę. Towar dostarczano Kompanii z Czerkasów, która po jego przerobieniu na konserwy miała dostarczyć go spółce NaftaChimSerwis z Moskwy. Spółkę tę wskazał deputowany Podobiedow. Po wysłaniu pierwszej partii tysiąca ton półtusz wieprzowych na prośbę deputowanego zwiększono dostawy do pięciu tysięcy ton z odroczonym terminem płatności o 30 dni. Kompania z Czerkasów i osobiście Podobiedow gwarantowali zapłatę. Warszawska spółka czeka na pieniądze już czwarty rok.
- Zaufaliśmy, bo w końcu prowadziliśmy biznes z poważnym człowiekiem - tłumaczy Stanisław Tetkiewicz, dyrektor Stolbudu.
Nie pomagały interwencje u deputowanego, który w międzyczasie swoje udziały przepisał na żonę, oraz pisma do Rady Etyki Posłów ukraińskiego parlamentu. Polska Izba Gospodarcza stwierdziła, że wskazana przez Podobiedowa spółka z Moskwy nigdy nie istniała. Sprawą zainteresowały się władze Ukrainy, m.in. komitet ds. zwalczania zorganizowanej przestępczości i korupcji przy Radzie Najwyżej, który polecił zająć się nią Prokuratorowi Generalnemu Ukrainy. Już dwa lata temu przewodniczący komitetu Jurij Karmazin zwracał uwagę, że deputowany Podobiedow postępuje w sprzeczności z ustawą o działalności przedsiębiorstw i jest udziałowcem wielu firm, a pod jego kontrolą znajdują się spółki nie tylko na Ukrainie, ale też w Rosji. Komitet informował też prokuratora generalnego Ukrainy, że zachodzi podejrzenie, iż kontrolowane przez deputowanego przedsiębiorstwa mogą być zamieszane w pranie brudnych pieniędzy, a sprawą interesuje się Interpol.
Tymczasem ukraińskie sądy wydają sprzeczne ze sobą wyroki. Sąd w Czerkasach uwzględnił powództwo warszawskiej spółki, ale tylko w połowie. Tymczasem Sąd Apelacyjny w Kijowie uchylił ten wyrok, nie dopatrując się żadnej winy ze strony firmy deputowanego. Stolbud złożył odwołanie do Sądu Najwyższego Ukrainy. Szuka też pomocy w polskich instytucjach. Interweniowano w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a przed kilkoma dniami o pomoc poproszono ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Grzegorza Kurczuka, by objął sprawę Stolbudu stosownym nadzorem.
- Deputowany Podobiedow nie przebiera w środkach i istnieje uzasadnione podejrzenie, że będzie chciał wpłynąć na wyrok Sądu Najwyższego Ukrainy - podkreśla prezes Stolbudu Stanisław Tetkowski w piśmie do ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka.
Po naszych artykułach do redakcji zwróciło się wielu polskich przedsiębiorców, opowiadających, w jaki sposób zostali oszukani przez swych ukraińskich partnerów. Przykładem może być Stolbud z Warszawy, który padł ofiarą Czerkaskiej Prodowolstiennej Kampanii w Czerkasach, której współwłaścicielem był deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy Serhij Podobiedow. Stolbud od czterech lat domaga się zapłaty 320 tys. dolarów za półtusze wieprzowe.
Stolbud w 1999 r. eksportował półtusze wieprzowe na Ukrainę. Towar dostarczano Kompanii z Czerkasów, która po jego przerobieniu na konserwy miała dostarczyć go spółce NaftaChimSerwis z Moskwy. Spółkę tę wskazał deputowany Podobiedow. Po wysłaniu pierwszej partii tysiąca ton półtusz wieprzowych na prośbę deputowanego zwiększono dostawy do pięciu tysięcy ton z odroczonym terminem płatności o 30 dni. Kompania z Czerkasów i osobiście Podobiedow gwarantowali zapłatę. Warszawska spółka czeka na pieniądze już czwarty rok.
- Zaufaliśmy, bo w końcu prowadziliśmy biznes z poważnym człowiekiem - tłumaczy Stanisław Tetkiewicz, dyrektor Stolbudu.
Nie pomagały interwencje u deputowanego, który w międzyczasie swoje udziały przepisał na żonę, oraz pisma do Rady Etyki Posłów ukraińskiego parlamentu. Polska Izba Gospodarcza stwierdziła, że wskazana przez Podobiedowa spółka z Moskwy nigdy nie istniała. Sprawą zainteresowały się władze Ukrainy, m.in. komitet ds. zwalczania zorganizowanej przestępczości i korupcji przy Radzie Najwyżej, który polecił zająć się nią Prokuratorowi Generalnemu Ukrainy. Już dwa lata temu przewodniczący komitetu Jurij Karmazin zwracał uwagę, że deputowany Podobiedow postępuje w sprzeczności z ustawą o działalności przedsiębiorstw i jest udziałowcem wielu firm, a pod jego kontrolą znajdują się spółki nie tylko na Ukrainie, ale też w Rosji. Komitet informował też prokuratora generalnego Ukrainy, że zachodzi podejrzenie, iż kontrolowane przez deputowanego przedsiębiorstwa mogą być zamieszane w pranie brudnych pieniędzy, a sprawą interesuje się Interpol.
Tymczasem ukraińskie sądy wydają sprzeczne ze sobą wyroki. Sąd w Czerkasach uwzględnił powództwo warszawskiej spółki, ale tylko w połowie. Tymczasem Sąd Apelacyjny w Kijowie uchylił ten wyrok, nie dopatrując się żadnej winy ze strony firmy deputowanego. Stolbud złożył odwołanie do Sądu Najwyższego Ukrainy. Szuka też pomocy w polskich instytucjach. Interweniowano w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a przed kilkoma dniami o pomoc poproszono ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Grzegorza Kurczuka, by objął sprawę Stolbudu stosownym nadzorem.
- Deputowany Podobiedow nie przebiera w środkach i istnieje uzasadnione podejrzenie, że będzie chciał wpłynąć na wyrok Sądu Najwyższego Ukrainy - podkreśla prezes Stolbudu Stanisław Tetkowski w piśmie do ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka.
Źródło: Rzeczpospolita