Polska może stracić zasadniczą część wynegocjowanych z Unią pieniędzy
Polska może stracić nawet połowę wartych w tym roku około 1,3 mld euro unijnych dopłat bezpośrednich dla rolników i funduszy na rozwój obszarów wiejskich.
Na kilka tygodni przed ostatecznym terminem po pomoc zgłosiło się cztery razy mniej rolników, niż uzgodniono z Brukselą. Negocjacje między rządem a Komisją Europejską nad wykorzystaniem funduszu rozwoju obszarów wiejskich, z którego ma pochodzić część dopłat, stanęły w miejscu. Nie widać też końca prac na systemem podziału pomocy IACS.
W traktacie akcesyjnym rząd ustalił z Unią, że dopłaty obejmą 2 miliony rolników. Na tej podstawie Unia przyznała na ten rok Polsce blisko miliard euro dopłat, z czego 2/3 będzie finansowane przez UE. Jeśli jednak wspomaganych gospodarstw będzie mniej, także łączna wielkość dopłat zostanie odpowiednio ograniczona - ostrzegają urzędnicy Komisji Europejskiej.
Wczoraj o tej zależności nie wiedział jeszcze prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) Wojciech Pomajda. Jest on odpowiedzialny za przygotowanie systemu podziału pomocy Brukseli. "Musimy to sprawdzić" - przyznała jego rzeczniczka Iwona Musiał.
Od połowy października Agencja podjęła zakrojoną na szeroką skalę akcję informowania rolników o dopłatach bezpośrednich. Zorganizowano ponad 22 tysiące spotkań, podczas których rolnicy mogli zgłaszać swoje gospodarstwa do rejestracji. Jednak po trzech miesiącach akcji zaledwie co czwarty uprawniony rolnik wypełnił odpowiednie formularze. Czasu zostało już niewiele: kilka tygodni.
Zbyt wielu beneficjantów
Stawką opóźnień jest utrata części z 664 mln euro dopłat, jakie w tym roku Bruksela ma bezpośrednio przekazać wsi oraz 325 mln euro "uzupełnienia" z budżetu państwa. Im mniej rolników się zgłosi po wsparcie, tym proporcjonalnie mniej pieniędzy otrzyma Polska. - W traktacie akcesyjnym ustalono, że polscy rolnicy otrzymają w 2004 roku od Unii 37 proc. pełnego poziomu dopłat z możliwością uzupełnienia do 55 proc. z budżetu państwa. To była decyzja polityczna. Dlatego z powodu mniejszej liczby zgłoszeń nie będzie można podzielić "wolnych pieniędzy" między tych, którzy dokonali rejestracji. Ustalone w traktacie kwoty to limity, które nie muszą być wykorzystane - tłumaczyli wczoraj urzędnicy KE.
Jednym z powodów opóźnień jest ustalenie przez rząd na bardzo niskim poziomie (1 ha) minimalnej powierzchni gospodarstw uprawnionych do pomocy. Zależało na tym należącemu pod koniec 2002 roku do koalicji rządzącej PSL, aby zdobyć poparcie wyborcze możliwie dużej liczby rolników. Jednak z tego powodu liczba uprawnionych do wsparcia jest bezprecedensowa: 2 miliony gospodarstw wobec 6 milionów, jakie do tej pory były zarejestrowane w całej Unii. Wiele małych gospodarstw waha się zresztą, czy podejmowanie biurokratycznych procedur (trzeba m.in. otworzyć konto bankowe) jest w ogóle opłacalne skoro dopłaty wyniosą w tym roku zaledwie 118 euro/ha.
Drugi miliard euro "z automatu"
Nawet jednak ci, którzy już zarejestrowali się nie mogą być pewni, że w tym roku w ogóle otrzymają wsparcie.
Jednym z powodów jest przebieg negocjacji nad wykorzystaniem funduszy na rozwój obszarów wiejskich, drugiego zasadniczego źródła pomocy Brukseli dla wsi (w 2004 roku 862 mln euro bezpośrednio od Unii uzupełnione o 211 mln euro z budżetu państwa). W negocjacjach członkowskich ustalono bowiem, że z tego właśnie funduszu Wspólnota uzupełni wielkość dopłat bezpośrednich z 25 do 40 proc. średniej europejskiej. Jednak negocjacje nad pozostałymi elementami funduszu utknęły w martwym punkcie, a uruchomienie tylko jednej z jego części nie jest możliwe.
Dla Brukseli kontrowersyjne są cele, na jakie rząd chce wykorzystać fundusz. Według polskich projektów gros środków miałoby być wypłacane "automatycznie" bez konieczności przygotowywania projektów inwestycji. Powstałby rodzaj dopłat bezpośrednich bis nieprowadzący, zdaniem UE, do niezbędnej restrukturyzacji polskiej wsi.
W szczególności rząd wystąpił o uznanie 2/3 obszaru Polski za teren upośledzony, rewidując pod naciskiem UE ten próg do nieco poniżej połowy obszaru. Jeśli Bruksela zgodziłaby się na taką ocenę, rolnicy mieszkający we wskazanych obszarach otrzymywaliby w 2004 roku 292,8 mln euro dodatkowych dopłat od Unii uzupełnione o 73,2 mln euro z budżetu państwa. Jednak do tej pory definicja "obszarów upośledzonych" była w prawie europejskim ścisła i obejmowała takie obszary jak daleką północ Finlandii czy najwyższe góry w Austrii. Rząd chce także uzyskać w tym roku od UE z funduszu 118,8 mln euro (uzupełnione o 29,7 mln euro z budżetu krajowego) na renty dla rolników, którzy mają więcej niż 65 lat. Z kolei na "wspieranie" "niskohektarowych" miałoby pójść 73 mln euro (plus 18,3 mln euro "dofinansowania"). Pozycje wymagające przygotowania projektów restrukturyzacji stanowiły zaledwie 1/5 funduszy.
Dopłat w ogóle zresztą nie będzie, jeśli do 15 kwietnia nie powstanie Zintegrowany System Zarządzania i Kontroli (IACS). Jednak dopiero za kilka tygodni Hewlett Packard ma oddać system do użytku. Jeśli wówczas inspektorzy Komisji Europejskiej zauważą wady, mogą odmówić wypłaty części wsparcia, jak to się niedawno stało we Włoszech.

Na kilka tygodni przed ostatecznym terminem po pomoc zgłosiło się cztery razy mniej rolników, niż uzgodniono z Brukselą. Negocjacje między rządem a Komisją Europejską nad wykorzystaniem funduszu rozwoju obszarów wiejskich, z którego ma pochodzić część dopłat, stanęły w miejscu. Nie widać też końca prac na systemem podziału pomocy IACS.
W traktacie akcesyjnym rząd ustalił z Unią, że dopłaty obejmą 2 miliony rolników. Na tej podstawie Unia przyznała na ten rok Polsce blisko miliard euro dopłat, z czego 2/3 będzie finansowane przez UE. Jeśli jednak wspomaganych gospodarstw będzie mniej, także łączna wielkość dopłat zostanie odpowiednio ograniczona - ostrzegają urzędnicy Komisji Europejskiej.
Wczoraj o tej zależności nie wiedział jeszcze prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) Wojciech Pomajda. Jest on odpowiedzialny za przygotowanie systemu podziału pomocy Brukseli. "Musimy to sprawdzić" - przyznała jego rzeczniczka Iwona Musiał.
Od połowy października Agencja podjęła zakrojoną na szeroką skalę akcję informowania rolników o dopłatach bezpośrednich. Zorganizowano ponad 22 tysiące spotkań, podczas których rolnicy mogli zgłaszać swoje gospodarstwa do rejestracji. Jednak po trzech miesiącach akcji zaledwie co czwarty uprawniony rolnik wypełnił odpowiednie formularze. Czasu zostało już niewiele: kilka tygodni.
Zbyt wielu beneficjantów
Stawką opóźnień jest utrata części z 664 mln euro dopłat, jakie w tym roku Bruksela ma bezpośrednio przekazać wsi oraz 325 mln euro "uzupełnienia" z budżetu państwa. Im mniej rolników się zgłosi po wsparcie, tym proporcjonalnie mniej pieniędzy otrzyma Polska. - W traktacie akcesyjnym ustalono, że polscy rolnicy otrzymają w 2004 roku od Unii 37 proc. pełnego poziomu dopłat z możliwością uzupełnienia do 55 proc. z budżetu państwa. To była decyzja polityczna. Dlatego z powodu mniejszej liczby zgłoszeń nie będzie można podzielić "wolnych pieniędzy" między tych, którzy dokonali rejestracji. Ustalone w traktacie kwoty to limity, które nie muszą być wykorzystane - tłumaczyli wczoraj urzędnicy KE.
Jednym z powodów opóźnień jest ustalenie przez rząd na bardzo niskim poziomie (1 ha) minimalnej powierzchni gospodarstw uprawnionych do pomocy. Zależało na tym należącemu pod koniec 2002 roku do koalicji rządzącej PSL, aby zdobyć poparcie wyborcze możliwie dużej liczby rolników. Jednak z tego powodu liczba uprawnionych do wsparcia jest bezprecedensowa: 2 miliony gospodarstw wobec 6 milionów, jakie do tej pory były zarejestrowane w całej Unii. Wiele małych gospodarstw waha się zresztą, czy podejmowanie biurokratycznych procedur (trzeba m.in. otworzyć konto bankowe) jest w ogóle opłacalne skoro dopłaty wyniosą w tym roku zaledwie 118 euro/ha.
Drugi miliard euro "z automatu"
Nawet jednak ci, którzy już zarejestrowali się nie mogą być pewni, że w tym roku w ogóle otrzymają wsparcie.
Jednym z powodów jest przebieg negocjacji nad wykorzystaniem funduszy na rozwój obszarów wiejskich, drugiego zasadniczego źródła pomocy Brukseli dla wsi (w 2004 roku 862 mln euro bezpośrednio od Unii uzupełnione o 211 mln euro z budżetu państwa). W negocjacjach członkowskich ustalono bowiem, że z tego właśnie funduszu Wspólnota uzupełni wielkość dopłat bezpośrednich z 25 do 40 proc. średniej europejskiej. Jednak negocjacje nad pozostałymi elementami funduszu utknęły w martwym punkcie, a uruchomienie tylko jednej z jego części nie jest możliwe.
Dla Brukseli kontrowersyjne są cele, na jakie rząd chce wykorzystać fundusz. Według polskich projektów gros środków miałoby być wypłacane "automatycznie" bez konieczności przygotowywania projektów inwestycji. Powstałby rodzaj dopłat bezpośrednich bis nieprowadzący, zdaniem UE, do niezbędnej restrukturyzacji polskiej wsi.
W szczególności rząd wystąpił o uznanie 2/3 obszaru Polski za teren upośledzony, rewidując pod naciskiem UE ten próg do nieco poniżej połowy obszaru. Jeśli Bruksela zgodziłaby się na taką ocenę, rolnicy mieszkający we wskazanych obszarach otrzymywaliby w 2004 roku 292,8 mln euro dodatkowych dopłat od Unii uzupełnione o 73,2 mln euro z budżetu państwa. Jednak do tej pory definicja "obszarów upośledzonych" była w prawie europejskim ścisła i obejmowała takie obszary jak daleką północ Finlandii czy najwyższe góry w Austrii. Rząd chce także uzyskać w tym roku od UE z funduszu 118,8 mln euro (uzupełnione o 29,7 mln euro z budżetu krajowego) na renty dla rolników, którzy mają więcej niż 65 lat. Z kolei na "wspieranie" "niskohektarowych" miałoby pójść 73 mln euro (plus 18,3 mln euro "dofinansowania"). Pozycje wymagające przygotowania projektów restrukturyzacji stanowiły zaledwie 1/5 funduszy.
Dopłat w ogóle zresztą nie będzie, jeśli do 15 kwietnia nie powstanie Zintegrowany System Zarządzania i Kontroli (IACS). Jednak dopiero za kilka tygodni Hewlett Packard ma oddać system do użytku. Jeśli wówczas inspektorzy Komisji Europejskiej zauważą wady, mogą odmówić wypłaty części wsparcia, jak to się niedawno stało we Włoszech.

Źródło: Rzeczpospolita