Ceny zbóż, notowania, aktualności

Ministerstwo Ochrony Środowiska nie ogranicza importu śruty

Ministerstwo Ochrony Środowiska nie ogranicza importu śruty
inister środowiska zaprzecza informacjom "Gazety" o kłopotach z importem śrut. Mimo to zapewnia, że wkrótce wyda odpowiednie rozporządzenie, które sprawi, że kłopotów nie będzie.

W poniedziałek napisaliśmy, że na skutek błędnej decyzji ministra środowiska do kraju nie można sprowadzić śruty sojowej i słonecznikowej, które są niezbędne do produkcji pasz dla zwierząt. Zostały bowiem zaliczone do odpadów poekstrakcyjnych, a jako takie wymagają specjalnych zezwoleń. Mimo protestów importerów, producentów pasz i ministra rolnictwa resort środowiska uparł się, że śruta to odpad, więc wymaga specjalnego traktowania. Skutek jest taki, że jej cena w kraju idzie w górę.

W środę minister środowiska Czesław Śleziak powiedział dziennikarzom, że nie ma żadnych przepisów ograniczających import śruty paszowej do Polski. Jednocześnie "stosowne rozporządzenie jest obecnie w konsultacjach wewnątrzresortowych" (cytat za PAP). Zapewnił też, że od maja tego roku do jego resortu nie wpłynęły żadne sygnały o jakichkolwiek utrudnieniach w imporcie śruty. Tymczasem "Gazeta" otrzymała informacje od ministra rolnictwa, że aż trzykrotnie listownie alarmował Śleziaka o kłopotach z importem śrut i prosił go o zmianę wydanego rozporządzenia. Jesteśmy też w posiadaniu kopii listu, który do ministra środowiska wysłała Izba Zbożowo-Paszowa w tej samej sprawie.

Wczoraj na konferencji prasowej wiceminister rolnictwa Józef Pilarczyk powiedział, że resort środowiska błędnie zinterpretował przepisy unijne i zaliczył śruty do odpadów poekstrakcynych.

Z naszych informacji wynika, że także rząd zajmował się nieszczęsnym rozporządzeniem. Sprawę śrut wywołał na posiedzeniu rządu minister rolnictwa, a zakończyło ją przyjęcie deklaracji Czesława Śleziaka, który zobowiązał się przyspieszyć prace nad zmianą rozporządzenia, a póki ono obowiązuje, szybko i bez problemów wydawać zezwolenia importerom.

Jak powiedział nam jeden z importerów, zezwolenia rzeczywiście wydawane są od ręki, choć trzeba za nie zapłacić. - To tymczasowe wyjście nie jest żadnym rozwiązaniem, bo jest niezgodne z prawem, gdyż nie przestrzegamy przepisów transportowych dotyczących odpadów, przepisów o ich wykorzystaniu, o utylizacji, nie mamy koniecznej zgody wojewody. Doszło do tego, że na to absurdalne rozporządzenie wszyscy przymykają oczy i udają, że go nie widzą - mówią importerzy.

Źródło: Gazeta Wyborcza