Ceny zbóż, notowania, aktualności

Rozmowa z ministrem rolnictwa Wojciechem Olejniczakiem

Rozmowa z ministrem rolnictwa Wojciechem Olejniczakiem
Reforma KRUS ruszy w 2005 r. razem z podatkiem dochodowym dla rolników - zapowiada minister.

Krystyna Naszkowska: To bardzo zły budżet, minister rolnictwa poniósł klęskę przy jego ustalaniu. Tak budżet resortu rolnictwa na rok 2004 ocenia PSL.

Wojciech Olejniczak: Absolutnie się nie zgadzam. Według mnie mamy budżet realny, na inny państwa nie stać. Każdy minister ponosi oczywiście największą odpowiedzialność za budżet swojego resortu, ale także odpowiada za cały budżet państwa.

Fatalny stan budżetu państwa znamy. Czy dlatego na funkcjonowanie resortu rolnictwa w przyszłym roku musi być mniej o prawie miliard złotych niż w tym wywalczył Pana poprzednik?

 - Budżet musi być mniejszy, bo mamy mniej wydatków. Odchodzą kwestie związane z interwencją na rynkach rolnych, które pochłaniały olbrzymie środki, bo od maja 2004 r. interweniowaniem zajmie się już Bruksela. Odchodzi budowa systemu IACS. Przypomnijmy, ile pieniędzy poszło na budowę biur powiatowych dla sytemu IACS. Tego już nie będzie w roku następnym, bo już te remonty biur, przepłacone zresztą, zostały zrobione. Nie trzeba nam pieniędzy na budowę systemu informatycznego, bo wydamy je w tym roku.

Ale nie ma od stycznia już dopłat do mleka klasy ekstra. Teraz rolnicy za produkowanie tego najlepszego mleka dostają jeszcze dodatkowo poza ceną skupu 7 gr do litra. Te dopłaty nakręcały rynek mleka, sprawiały że rolnikom opłacało się inwestować w produkcję mleka.

 - Jeśli chcemy wprowadzić porządek w finansowaniu rolnictwa, to trzeba zrezygnować z metod stosowanych ad hoc. A takim sposobem wspierania rolnictwa były dopłaty do mleka. Chodziło o to, by w Polsce produkowano coraz więcej mleka ekstra. I ten cel został osiągnięty. Ale teraz trzeba było wybierać - albo dopłaty do mleka itp., albo zapewnienie rolnikom w budżecie dopłat bezpośrednich do poziomu 55 proc. tego, co mają w Unii. Proszę pamiętać, że żaden minister finansów tego nie obiecywał. By je uzyskać, trzeba było stoczyć ostrą walkę. Ja uważałem, że ważniejsze są dopłaty bezpośrednie. Ponadto chciałem, byśmy zaprzestali stosowania tych dodatkowych instrumentów, których Unia nie stosuje.

Zaraz, zaraz. Powiedział Pan, że dopłaty do mleka spełniły swój cel. Czyżby rolnicy produkowali już tyle mleka klasy ekstra, że więcej nie muszą?

 - Nie. Ale osiągnęliśmy pewną tendencję i teraz rolnicy dostarczają tego mleka znacznie więcej niż kiedyś.

Ale skoro jeszcze nas to nie zadowala, to czemu dalej tego nie wspierać?

 - Bo nie ma na to pieniędzy w budżecie.

Nie ma pieniędzy, bo ich Pan nie załatwił. Może bardziej się Pan przejmuje budżetem całego kraju niż rolnictwa?

 - Nie, nie, nie. Ale o pieniądze dla mleka nie walczyłem. Uważam, że do podziału była tylko pewna pula pieniędzy i dla mnie priorytetem było uzyskanie pełnych 55 proc. dopłat bezpośrednich. Trzeba było wybrać między mechanizmem, który ma przed sobą przyszłość, który może funkcjonować w Unii i takim, który tej przyszłości nie ma. Moim zdaniem mechanizm dopłacania do litra mleka nie powinien dłużej funkcjonować. W Unii nie ma czegoś takiego.

Po pierwsze, do wejścia do Unii będą jeszcze cztery miesiące w 2004 roku. Czy nie obawia się Pan, że na skutek Pana decyzji nie zdołamy wykorzystać wywalczonej w Kopenhadze wysokiej kwoty mlecznej, bo część rolników co najmniej nie będzie rozwijała hodowli krów mlecznych?

 - Nie, ja uważam, że cena mleka będzie w kraju rosła. Mogę się założyć, że w styczniu rolnicy nie dostaną ani o pół grosza mniej bez dopłat, niż otrzymują dziś z dopłatami.

W budżecie jest też mniej pieniędzy na postęp biologiczny, na dopłaty do nawozów, nie ma dopłat do paliwa od maja 2004 r. Też to wszystko nie jest nam potrzebne?

 - Tak się składa że rok 2004 będzie przełomowy, wiele wydatków, jakie ponosiliśmy z budżetu krajowego, weźmie teraz na siebie Unia. Od razu zakładaliśmy, że będziemy się z tego wycofywać. Akurat na mnie te zmiany trafiają.

Tak naprawdę to w 2004 r. rolnicy dostaną tylko połowę tych przewidzianych dopłat bezpośrednich, pieniądze będą im bowiem wypłacane od listopada 2004 do kwietnia 2005 r. Jaką mają gwarancję, że w budżecie na rok 2005 znajdzie się ta druga połowa?

 - To nie będzie tak, że rolnik np. Malinowski otrzyma w 2004 r. tylko połowę tego, co mu się należy. On dostanie całość. Za to np. Kowalski nie dostanie nic w tym roku, tylko całość na wiosnę 2005. Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób będzie to dzielone - może województwami, przecież pieniądze ma otrzymać dwa miliony osób. W każdym razie jest gwarancja, że następny budżet wypłaci tym, którzy się nie załapią na rok 2004.

Opozycja już zapowiada, że ten budżet nie przejdzie w Sejmie, że rząd musi coś dorzucić.

 - Ja uważam, że to jest budżet poprawnie skonstruowany. A ci, którzy teraz tak go krytykują, kiedy sami byli u władzy, pozwolili na wielkie marnotrawstwo pieniędzy budżetowych. Pozwolili na wielkie rozbuchanie Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która miała co roku nadpłynność finansową rzędu 200-300 mln zł. Nikomu nie przeszkadzało, że przepłacała za remonty budynków, że nadal finansowała budowę systemu standardowego dopłat, chociaż wiadomo było, że będzie system dopłat uproszczony. To za czasów obecnej opozycji Agencja Rynku Rolnego tak interweniowała na rynku, że teraz ma ogromne kredyty do spłacenia. Mimo iż w 2004 r. jej rola interwencyjna będzie znikoma, bo przejmuje to Bruksela, to budżet ARR właśnie z powodu konieczności spłaty kredytów będzie niewiele mniejszy niż w tym roku. I jakoś nikogo to nie obchodziło.

A po co ministerstwu rolnictwa studnia oligoceńska za 2 mln zł?

 - Nie będzie żadnej studni. Nie zajmujmy się plotkami.

Przepraszam bardzo, ale sama słyszałam, jak w telewizyjnym programie "Tydzień" Stanisław Kowalczyk, wiceminister rolnictwa odpowiadający właśnie za budżet, tej informacji nie zdementował, a nawet zapewnił, że mieszkańcy Warszawy i rolnicy będą mogli z tej studni korzystać, a nie tylko urzędnicy resortu. Nawet chciałam się spytać, w jaki sposób, skoro bez specjalnej przepustki na teren dziedzińca ministerstwa nie można się dostać. Chyba wiedział, co jest zapisane z projekcie budżetu, który sam przygotowywał.

 - To ja dementuję. Na remont całego gmachu pójdzie 2 mln zł, a remont studni jest tylko drobną częścią tej sumy.

To będzie studnia czy nie?

 - Ona jest, będziemy ją remontować za 20-30 tys. zł.

Kiedy ruszy reforma systemu emerytalnego rolników?

 - Są różne warianty, ale ten najbardziej prawdopodobny przewiduje, że reforma wejdzie w życie w 2005 r. razem z podatkiem dochodowym dla rolników. Wcześniej, czyli w styczniu 2004 r., wejdzie w życie nowelizacja obecnej ustawy o KRUS, która uszczelni system, czyli wyeliminuje z ubezpieczania się w KRUS nierolników.

Kto to są nierolnicy?

 - To ci, którzy mimo iż mają ziemię i mieszkają na wsi, prowadzą także inną działalność gospodarczą.

Jakąkolwiek? Nie będzie miało znaczenia, jakie obroty i dochody z tej działalności osiągają?

 - Ja uważam, że tak. Tu nie chodzi o paru taksówkarzy. Na wsi żyje naprawdę mnóstwo osób, które mają ziemię i pracują jeszcze gdzieś, a ubezpieczają się w KRUS. Teraz będą musieli ubezpieczać się w ZUS.

Ile na tym uszczelnieniu budżet zaoszczędzi?

 - Wicepremier Hausner liczy, że ponad 1,6 mld zł.

A co dalej co z tą głęboką reformą? Czy rozważany jest jakiś okres ochronny dla najuboższych rolników?

 - Tak, ta głębsza reforma zacznie wchodzić od stycznia 2005 r. Nam chodzi o zmianę pewnej filozofii - teraz budżet dopłaca do emerytur, a chcemy, by dopłacał do składki, jaką rolnicy płacą. Więc im rolnik jest uboższy, tym więcej budżet będzie mu do tej składki dopłacał, im bogatszy, tym mniej. Zakładamy, że właściciel kilkuhektarowego gospodarstwa będzie musiał nadal otrzymywać taką pomoc z budżetu jak obecnie, bo nie będzie go stać na większe opłaty.

Kilku, czyli ilu hektarów?

 - To nie jest jeszcze ustalone, ale najprawdopodobniej pięciu.

Więc każdy, kto ma pięć i mniej hektarów, po 2005 roku będzie nadal płacił taką samą składkę jak obecnie. To około połowy wszystkich rolników w kraju. Jak długo mogą spać spokojnie, że nikt im nie podwyższy składki?

 - Myślę, że dziesięć lat, a może i dłużej. Zakładamy że wielu z tych rolników zechce skorzystać z rent strukturalnych, które już są, ale będą od przyszłego roku znacznie bardziej korzystne. Odpadnie nam też spora grupa, którą wyeliminuje uszczelnienie systemu. Więc może się okazać, że nie będzie dla kogo tego zmieniać po dziesięciu latach. Mówimy oczywiście o rolnikach, którzy mają trzy, cztery czy pięć hektarów i żadnych specjalnych działów rolnych jak szklarnie, sady czy duża hodowla. Tacy, którzy czerpią dochody z działów specjalnych niezależnie od liczby hektarów, będą płacili podatki dochodowe jak normalni przedsiębiorcy i zostaną opodatkowani stawką podatku 19 proc.

A jeśli rolnik ma 30 ha i nie ma żadnych specjalnych działów?

 - To do składki liczonej od pierwszych pięciu hektarów budżet będzie mu dopłacał tyle samo co rolnikowi, który ma tylko 5 ha. Potem na przykład od kolejnych 10 ha jego składka już wzrośnie, a od następnych 15 - jeszcze bardziej. Jakie będą te granice i o ile składka będzie rosła po ich przekroczeniu jeszcze nie jest ustalone.

Czy reforma zakłada wzrost emerytury dla rolników?

 - Oczywiście. Generalna zasada jest taka, że im większa będzie składka, jaką rolnik zapłaci, tym większa będzie też przysługująca mu emerytura. Ale to oznacza, że ta połowa rolników, którym - jak mówiliśmy - składka nie wzrośnie, nadal będzie otrzymywała taką samą emeryturę, jaka jest obecnie.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Powrót do aktualności