Unia zmienia przepisy o transporcie zwierząt
Bruksela pod naciskiem obrońców praw zwierząt chce zaostrzyć warunki transportu koni, owiec, cieląt i świń. Chce też wprowadzić zakaz transportu najmłodszych zwierząt. To podroży koszty przewozu i uderzy w polski eksport.
Światowe media co pewien czas donoszą o tragedii zwierząt ginących podczas transportu z braku wody, gorąca czy bestialskiego wręcz ich traktowania. By takie praktyki ukrócić Komisja Europejska proponuje krajom członkowskim, by już od końca 2004 r. przyjąć nowe, znacznie ostrzejsze regulacje. W środę mają je zaakceptować komisarze w Brukseli, na jesieni będą one przedmiotem dyskusji państw członkowskich.
Komisja nie przewiduje żadnych okresów przejściowych dla firm przewozowych i eksporterów, choć wiadomo, że część z nich nie będzie w stanie szybko do nowych regulacji się dostosować. Niestety, będzie to zapewne dotyczyć m.in. i Polski. Przeciwnikami nowych regulacji będą zapewne Włochy, Grecja, Hiszpania, Portugalia, Irlandia i Francja, które mogą propozycje Brukseli próbować "rozwodnić".
Co zaproponuje komisarz ds. zdrowia i ochrony konsumentów David Byrne? Jak ujawniła wczoraj jego rzeczniczka Beate Gminder główny punkt dotyczyć ma obowiązkowej przerwy podczas transportu zwierząt po dziewięciu godzinach jazdy, która ma wynosić 12 godzin. Podczas przerw zwierzęta nie będą wyprowadzane z ciężarówek, by uniknąć im zbędnego stresu (np. konie łamały sobie wówczas często nogi), za to w ciężarówkach i podczas postojów i podczas jazdy mają mieć nieustanny dostęp do wody i pożywienia. W ciężarówkach ma być też zainstalowana wentylacja, a w kabinie kierowcy alarm, by go zawiadomić, gdy temperatura powietrza przekroczy dopuszczalne normy. W środku zwierzęta będą mniej stłoczone - według proponowanych regulacji mają mieć dość miejsca, by móc się położyć, a w przypadku koni każdy ma mieć swój oddzielny boks.
Bruksela chce też, by firmy transportowe musiały zatrudniać specjalnego pracownika odpowiedzialnego za opiekę nad zwierzętami podczas postojów, gdy kierowca oddala się od pojazdu. Na granicach Unii (np. Polski z Białorusią) stan zwierząt będzie kontrolowany, a przerwa w transporcie wymuszana - w ten sposób Bruksela chce sprawić, by również przewoźnicy spoza Unii musieli się de facto dostosować do europejskich regulacji.
Komisja zaproponuje także całkowity zakaz transportu najmłodszych zwierząt na odległość ponad 50 km. By nadawać się do wożenia konie będą musiały mieć co najmniej cztery miesiące, świnie - cztery tygodnie, cielęta - dwa tygodnie, a owce - tydzień. Gminder ujawniła, że ten przepis skończy z transportem na duże odległości co najmniej 4 mln prosiąt i 200 tys. cieląt rocznie. Młode cielaki to polski hit w eksporcie do Włoch, podobnie jak konie, które trafiają tam do rzeźni.
Gminder przyznała, że Komisja nie przeprowadziła dokładnych badań, jakie będą koszty ekonomiczne proponowanych zmian. Ale jej zdaniem wzrosną one z 25 do 35 proc. (w cenie zwierząt), a więc dość znacznie. Żadnych odszkodowań Bruksela nie przewiduje - za wszystkie zmiany będą musiały zapłacić firmy transportowe. - Zysk jest taki, że zwierzęta będą mniej cierpieć - powiedziała rzeczniczka Komisji.
Światowe media co pewien czas donoszą o tragedii zwierząt ginących podczas transportu z braku wody, gorąca czy bestialskiego wręcz ich traktowania. By takie praktyki ukrócić Komisja Europejska proponuje krajom członkowskim, by już od końca 2004 r. przyjąć nowe, znacznie ostrzejsze regulacje. W środę mają je zaakceptować komisarze w Brukseli, na jesieni będą one przedmiotem dyskusji państw członkowskich.
Komisja nie przewiduje żadnych okresów przejściowych dla firm przewozowych i eksporterów, choć wiadomo, że część z nich nie będzie w stanie szybko do nowych regulacji się dostosować. Niestety, będzie to zapewne dotyczyć m.in. i Polski. Przeciwnikami nowych regulacji będą zapewne Włochy, Grecja, Hiszpania, Portugalia, Irlandia i Francja, które mogą propozycje Brukseli próbować "rozwodnić".
Co zaproponuje komisarz ds. zdrowia i ochrony konsumentów David Byrne? Jak ujawniła wczoraj jego rzeczniczka Beate Gminder główny punkt dotyczyć ma obowiązkowej przerwy podczas transportu zwierząt po dziewięciu godzinach jazdy, która ma wynosić 12 godzin. Podczas przerw zwierzęta nie będą wyprowadzane z ciężarówek, by uniknąć im zbędnego stresu (np. konie łamały sobie wówczas często nogi), za to w ciężarówkach i podczas postojów i podczas jazdy mają mieć nieustanny dostęp do wody i pożywienia. W ciężarówkach ma być też zainstalowana wentylacja, a w kabinie kierowcy alarm, by go zawiadomić, gdy temperatura powietrza przekroczy dopuszczalne normy. W środku zwierzęta będą mniej stłoczone - według proponowanych regulacji mają mieć dość miejsca, by móc się położyć, a w przypadku koni każdy ma mieć swój oddzielny boks.
Bruksela chce też, by firmy transportowe musiały zatrudniać specjalnego pracownika odpowiedzialnego za opiekę nad zwierzętami podczas postojów, gdy kierowca oddala się od pojazdu. Na granicach Unii (np. Polski z Białorusią) stan zwierząt będzie kontrolowany, a przerwa w transporcie wymuszana - w ten sposób Bruksela chce sprawić, by również przewoźnicy spoza Unii musieli się de facto dostosować do europejskich regulacji.
Komisja zaproponuje także całkowity zakaz transportu najmłodszych zwierząt na odległość ponad 50 km. By nadawać się do wożenia konie będą musiały mieć co najmniej cztery miesiące, świnie - cztery tygodnie, cielęta - dwa tygodnie, a owce - tydzień. Gminder ujawniła, że ten przepis skończy z transportem na duże odległości co najmniej 4 mln prosiąt i 200 tys. cieląt rocznie. Młode cielaki to polski hit w eksporcie do Włoch, podobnie jak konie, które trafiają tam do rzeźni.
Gminder przyznała, że Komisja nie przeprowadziła dokładnych badań, jakie będą koszty ekonomiczne proponowanych zmian. Ale jej zdaniem wzrosną one z 25 do 35 proc. (w cenie zwierząt), a więc dość znacznie. Żadnych odszkodowań Bruksela nie przewiduje - za wszystkie zmiany będą musiały zapłacić firmy transportowe. - Zysk jest taki, że zwierzęta będą mniej cierpieć - powiedziała rzeczniczka Komisji.
Źródło: Gazeta Wyborcza