Plany Smithfield Foods
Smithfield Foods nie zamierza rozwijać w Polsce wielkoprzemysłowego tuczu świń. Firma chce natomiast zawierać wieloletnie kontrakty z rolnikami, którzy pod jej kierunkiem i na jej potrzeby będą hodowali świnie.
- Naszym celem jest produkcja wieprzowiny wysokiej jakości, którą można eksportować na światowe rynki, a nie tworzenie wielkich ferm, którymi jest znacznie trudniej kierować. Gdybyśmy od początku naszej działalności w Polsce mieli szansę zawierać kontrakty z dużymi rolnikami, nie zajęlibyśmy się w ogóle tuczem świń - mówił w piątek dziennikarzom wiceprezes Smithfield Foods ds. rozwoju międzynarodowego Gregory Schmidt.
Smithfield, największy w Ameryce producent mięsa wieprzowego, zainwestował dotychczas w Polsce ponad 100 mln dolarów, wykupując trzy należące do Animeksu zakłady mięsne (w Szczecinie, Ełku i Starachowicach) i zakładając 14 wielkich ferm świń po 10 tys sztuk każda. Dziś ma ok. 3 proc. polskiego rynku mięsa czerwonego. W ubiegłym roku w jego zakładach ubito ok. 840 tys. sztuk świń, a ponad 35 proc. wyrobów wyeksportowano do USA, krajów Unii, Rosji i Korei Południowej. Smithfield jest uznawany za lidera w eksporcie mięsa czerwonego z Polski.
Jednak 14 należących do Smithfielda ferm (głównie są to byłe PGR-y), gdzie na wielką skalę tuczy się świnie, od początku atakowały organizacje ekologiczne i okoliczni mieszkańcy z powodu zanieczyszczania środowiska. Po przeprowadzonej w lutym tego roku kontroli Główna Inspekcja Ochrony Środowiska stwierdziła we wszystkich fermach naruszenie przepisów ochrony środowiska. Żaden obiekt według GIOŚ nie miał w pełni uregulowanego stanu formalnoprawnego (zmieniając przeznaczenie budynków PGR-ów nowe kierownictwo ferm nie zadbało o uzyskanie niezbędnych zezwoleń), w sześciu fermach inspektorzy mieli zastrzeżenia do gospodarowania gnojowicą (w jednej wylewano ją do rowu melioracyjnego), w sześciu nie prowadzono ewidencji odpadów, a w pozostałych zaniżano ich ilość, dziewięć ferm nie płaciło za wprowadzanie zanieczyszczeń do powietrza, aż 12 prowadziło działalność niezgodnie z przepisami prawa budowlanego.
Wiceprezes stwierdził, że zarzuty są "natury formalnoprawnej" i zapewnił, że firma będzie postępowała zgodnie z prawem polskim i wymogami Unii.
Zaś Mirosław Dackiewicz, członek zarządu Smithfielda w Polsce zapewnił że firma nie planuje budowy nowych ferm, a w już istniejących będzie zmniejszać liczbę zwierząt z obecnych np. 12 tys. do 9-10 tys. - Chcemy zająć się hodowlą prosiąt. Rolnicy, z którymi podpiszemy wieloletnie umowy, będą w swoich gospodarstwach prowadzili tucz z naszych prosiąt i pod naszym kierunkiem - tłumaczył Dackiewicz.
Firma podpisała już 1,6 tys. takich umów z rolnikami na Pomorzu, w woj. warmińsko-mazurskim i w Wielkopolsce.
- Naszym celem jest produkcja wieprzowiny wysokiej jakości, którą można eksportować na światowe rynki, a nie tworzenie wielkich ferm, którymi jest znacznie trudniej kierować. Gdybyśmy od początku naszej działalności w Polsce mieli szansę zawierać kontrakty z dużymi rolnikami, nie zajęlibyśmy się w ogóle tuczem świń - mówił w piątek dziennikarzom wiceprezes Smithfield Foods ds. rozwoju międzynarodowego Gregory Schmidt.
Smithfield, największy w Ameryce producent mięsa wieprzowego, zainwestował dotychczas w Polsce ponad 100 mln dolarów, wykupując trzy należące do Animeksu zakłady mięsne (w Szczecinie, Ełku i Starachowicach) i zakładając 14 wielkich ferm świń po 10 tys sztuk każda. Dziś ma ok. 3 proc. polskiego rynku mięsa czerwonego. W ubiegłym roku w jego zakładach ubito ok. 840 tys. sztuk świń, a ponad 35 proc. wyrobów wyeksportowano do USA, krajów Unii, Rosji i Korei Południowej. Smithfield jest uznawany za lidera w eksporcie mięsa czerwonego z Polski.
Jednak 14 należących do Smithfielda ferm (głównie są to byłe PGR-y), gdzie na wielką skalę tuczy się świnie, od początku atakowały organizacje ekologiczne i okoliczni mieszkańcy z powodu zanieczyszczania środowiska. Po przeprowadzonej w lutym tego roku kontroli Główna Inspekcja Ochrony Środowiska stwierdziła we wszystkich fermach naruszenie przepisów ochrony środowiska. Żaden obiekt według GIOŚ nie miał w pełni uregulowanego stanu formalnoprawnego (zmieniając przeznaczenie budynków PGR-ów nowe kierownictwo ferm nie zadbało o uzyskanie niezbędnych zezwoleń), w sześciu fermach inspektorzy mieli zastrzeżenia do gospodarowania gnojowicą (w jednej wylewano ją do rowu melioracyjnego), w sześciu nie prowadzono ewidencji odpadów, a w pozostałych zaniżano ich ilość, dziewięć ferm nie płaciło za wprowadzanie zanieczyszczeń do powietrza, aż 12 prowadziło działalność niezgodnie z przepisami prawa budowlanego.
Wiceprezes stwierdził, że zarzuty są "natury formalnoprawnej" i zapewnił, że firma będzie postępowała zgodnie z prawem polskim i wymogami Unii.
Zaś Mirosław Dackiewicz, członek zarządu Smithfielda w Polsce zapewnił że firma nie planuje budowy nowych ferm, a w już istniejących będzie zmniejszać liczbę zwierząt z obecnych np. 12 tys. do 9-10 tys. - Chcemy zająć się hodowlą prosiąt. Rolnicy, z którymi podpiszemy wieloletnie umowy, będą w swoich gospodarstwach prowadzili tucz z naszych prosiąt i pod naszym kierunkiem - tłumaczył Dackiewicz.
Firma podpisała już 1,6 tys. takich umów z rolnikami na Pomorzu, w woj. warmińsko-mazurskim i w Wielkopolsce.
Źródło: Gazeta Wyborcza