Wraca sprawa udziału byłego ministra rolnictwa w aferze zbożowej
"Trybuna" wraca do sprawy byłego ministra rolnictwa, prezesa i posła Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego Artura Balazsa. Dziennik w sobotnim numerze sugerował, że Artur Balazs stoi za głośną aferą zbożową. Redaktor naczelny dziennika Marek Barański twierdzi tak powołując się na informacje uzyskane od jednego z zachodniopomorskich biznesmenów.
"Trybuna" publikuje drugą część wywiadu z prezesem Kompanii Zbożowo-Młynarskiej i Rolmłyn Andrzejem Leszkiem Łukowskim, który utrzymuje, że Artur Balazs w sposób mafijny kieruje obrotem zboża w Polsce. Łukowski twierdzi, że może w każdej chwili udokumentować - jak to określił - nielegalne interesy Balazsa, w tym kupowanie setek heaktórów ziemi po zniszczonych PGR-ach przez podstawione osoby.
"Udowodnię, że Balazs chce doprowadzić do opanowania całego rynku zbożowego w Polsce." - mówi Łukowski gazecie. "Kiedyś widziałem, jak oglądał film "Kariera Nikodema Dyzmy". Oczy mu pałały. No i bohater filmu z powieści Dołęgi-Mostowicza doszedł do najwyższego stanowiska w państwie.
Tu jest oczywista analogia. Zasadą postępowania Balazsa jest omotać, a potem, jak gość okaże się niepotrzebny lub nieposłuszny - zdołować, zniszczyć. Doświadczyłem tego. Ale ja się go nie boję. Gdybym się bał - nie ujawniałbym tego wszystkiego. Ciąg dalszy tej sprawy nastąpi" - mówi "Trybunie" Andrzej Leszek Łukowski.
"Trybuna" publikuje drugą część wywiadu z prezesem Kompanii Zbożowo-Młynarskiej i Rolmłyn Andrzejem Leszkiem Łukowskim, który utrzymuje, że Artur Balazs w sposób mafijny kieruje obrotem zboża w Polsce. Łukowski twierdzi, że może w każdej chwili udokumentować - jak to określił - nielegalne interesy Balazsa, w tym kupowanie setek heaktórów ziemi po zniszczonych PGR-ach przez podstawione osoby.
"Udowodnię, że Balazs chce doprowadzić do opanowania całego rynku zbożowego w Polsce." - mówi Łukowski gazecie. "Kiedyś widziałem, jak oglądał film "Kariera Nikodema Dyzmy". Oczy mu pałały. No i bohater filmu z powieści Dołęgi-Mostowicza doszedł do najwyższego stanowiska w państwie.
Tu jest oczywista analogia. Zasadą postępowania Balazsa jest omotać, a potem, jak gość okaże się niepotrzebny lub nieposłuszny - zdołować, zniszczyć. Doświadczyłem tego. Ale ja się go nie boję. Gdybym się bał - nie ujawniałbym tego wszystkiego. Ciąg dalszy tej sprawy nastąpi" - mówi "Trybunie" Andrzej Leszek Łukowski.
Źródło: Informacyjna Agencja Radiowa