Znowelizowana ustawa weterynaryjna to bubel prawny
- To prawdziwy bubel, niezgodny ze zdrowym rozsądkiem oraz prawem Unii Europejskiej - tak o ostatniej nowelizacji prawa weterynaryjnego zgodnie wypowiadają się przedstawiciele branży mięsnej i rządu. Ministerstwo Rolnictwa zapowiada szybką nowelizację ustawy yak, aby przepis pozwalający rolnikom handlować mięsem z uboju gospodarskiego przestał obowiązywać już we wrześniu.
Parlament zajął się ustawą weterynaryjną po to, by była zgodna z unijnymi dyrektywami. Tymczasem posłowie zrobili odwrotnie. Przegłosowali przepis, który daje rolnikom prawo do sprzedaży mięsa pochodzącego ze świń i cieląt ubijanych w gospodarstwie. Rząd, który skierował do sejmu nowelizację, nie miał nic przeciwko głęboko zakorzenionej na polskiej wsi tradycji tzw. uboju gospodarskiego, ale pod warunkiem, że takie mięso rolnik będzie wykorzystywał tylko na potrzeby własne.
Zakaz handlu taki towarem to nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale także wymóg Unii Europejskiej. Na nic zdały się przekonywania przedstawicieli rządu. Posłowie uznali, że wiedzą lepiej.
- Chłopi od tysiąca lat bili cielaki i świniaki i dalej będą to robić. Nie róbmy czegoś, co będzie nie do osiągnięcia, nie do skontrolowania - takich argumentów używali zwolennicy przepisu.
Po głosowaniu zawrzało. Zaprotestował urząd Komitetu Integracji Europejskiej, a także organizacje branżowe.
- Sprawa jest moim zdaniem bardzo poważna dlatego, że w każdym cywilizowanym kraju mięso sprzedawane, czyli znajdujące się w obrocie towarowym może pochodzić tylko z rzeźni - powiedział przedstawiciel Komitetu Integracji Europejskiej.
Tymczasem zgodnie z nową ustawą mięso pochodzące ze zwierzęcia ubitego w stodole, a nie w rzeźni, może trafić do przedszkoli, szkół oraz innych placówek żywienia zbiorowego nie tylko w powiecie, w którym mieszka rolnik, ale także w powiatach sąsiednich.
Rozgoryczone są zakłady mięsne, które w ostatnim czasie wydają fortunę, aby przystosować się do rygorystycznych unijnych wymogów. One, aby ubić zwierzę, muszą zainwestować w rzeźnię miliony złotych. Rolnik może zrobić to w stodole.
Przedstawiciele rządu przyznają, że takie prawo nadaje się tylko do jednego - do zmiany. I to jak najszybszej.
Jeszcze przed wakacjami posłowie będą starali się naprawić to co popsuli w połowie lutego. A nam pozostaje mieć tylko nadzieję, że tym razem pod uwagę zostanie wzięty interes wszystkich konsumentów, a nie tylko jednej grupy zawodowej.
Parlament zajął się ustawą weterynaryjną po to, by była zgodna z unijnymi dyrektywami. Tymczasem posłowie zrobili odwrotnie. Przegłosowali przepis, który daje rolnikom prawo do sprzedaży mięsa pochodzącego ze świń i cieląt ubijanych w gospodarstwie. Rząd, który skierował do sejmu nowelizację, nie miał nic przeciwko głęboko zakorzenionej na polskiej wsi tradycji tzw. uboju gospodarskiego, ale pod warunkiem, że takie mięso rolnik będzie wykorzystywał tylko na potrzeby własne.
Zakaz handlu taki towarem to nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale także wymóg Unii Europejskiej. Na nic zdały się przekonywania przedstawicieli rządu. Posłowie uznali, że wiedzą lepiej.
- Chłopi od tysiąca lat bili cielaki i świniaki i dalej będą to robić. Nie róbmy czegoś, co będzie nie do osiągnięcia, nie do skontrolowania - takich argumentów używali zwolennicy przepisu.
Po głosowaniu zawrzało. Zaprotestował urząd Komitetu Integracji Europejskiej, a także organizacje branżowe.
- Sprawa jest moim zdaniem bardzo poważna dlatego, że w każdym cywilizowanym kraju mięso sprzedawane, czyli znajdujące się w obrocie towarowym może pochodzić tylko z rzeźni - powiedział przedstawiciel Komitetu Integracji Europejskiej.
Tymczasem zgodnie z nową ustawą mięso pochodzące ze zwierzęcia ubitego w stodole, a nie w rzeźni, może trafić do przedszkoli, szkół oraz innych placówek żywienia zbiorowego nie tylko w powiecie, w którym mieszka rolnik, ale także w powiatach sąsiednich.
Rozgoryczone są zakłady mięsne, które w ostatnim czasie wydają fortunę, aby przystosować się do rygorystycznych unijnych wymogów. One, aby ubić zwierzę, muszą zainwestować w rzeźnię miliony złotych. Rolnik może zrobić to w stodole.
Przedstawiciele rządu przyznają, że takie prawo nadaje się tylko do jednego - do zmiany. I to jak najszybszej.
Jeszcze przed wakacjami posłowie będą starali się naprawić to co popsuli w połowie lutego. A nam pozostaje mieć tylko nadzieję, że tym razem pod uwagę zostanie wzięty interes wszystkich konsumentów, a nie tylko jednej grupy zawodowej.
Źródło: Agrobiznes, TVP1