Chleb zdrożeje
Mąka już zdrożała, ale jeszcze podrożeje. Przed nami wzrost cen chleba i makaronów. A wszystko dlatego, że na rynku brakuje zboża.
O prawdziwej panice mówią dziś piekarze i producenci makaronów. Już od trzech tygodni właściciele młynów przerabiający zboże na mąkę uprzedzali, że zboża brakuje, jest coraz droższe, więc trzeba się liczyć z podwyżkami cen mąki. I stało się - w tym tygodniu mąka zdrożała już o kilkanaście procent, ale nikt nie ma wątpliwości, że na tym się nie skończy - zdrożeje co najmniej o 30 proc. Najbardziej popularny typ mąki jeszcze w ubiegłym tygodniu piekarze kupowali po 66 gr za kg, w poniedziałek już od 75 do 89 gr za kg.
Ale młynarze uprzedzają, że w ciągu najbliższego tygodnia mąka prawdopodobnie zdrożeje do 1 zł za kg. Na razie piekarze nie podnieśli cen chleba, ale zrobią to w najbliższych dniach. To oznacza, że najtańszy na rynku chleb pszenno-żytni będzie kosztował nie 1 czy 1,2 zł, ale 1,5 zł za bochenek. - Tani chleb się kończy - ostrzega piekarz z Krakowa Kazimierz Czekaj. - To przede wszystkim niska cena chleba dusiła inflację, dziś kosztuje on o połowę mniej niż przed dwoma laty. Teraz o tanim chlebie możemy zacząć zapominać.
Bliscy paniki są producenci makaronów. Ci najwięksi mają zawarte z supermarketami kontrakty na dostawy makaronów, a teraz po wzroście cen mąki próbują je negocjować. Na razie bez rezultatów. - Sieci handlowe uważają, że to nasze fanaberie, nie patrzą, co dzieje się na rynku zbóż - rozpacza Marek Dąbrowski z Polskiej Izby Makaronów zrzeszającej 700 największych producentów.
A na rynku zbóż jest dziwnie - mówią rolnicy. Zboże powinno być, ale go nie ma. Po żniwach mówiono, że mieliśmy rok urodzaju, ziarna było dużo, i do tego bardzo dobrej jakości. Z powodu urodzaju ceny były stosunkowo niskie i do stycznia tego roku nie rosły. Tymczasem o rynku zbóż decyduje sytuacja w hodowli, a tu mamy ogromną nadprodukcję świń i drobiu. Było więc jasne, że świnie przejedzą znaczną część zboża i nadwyżek wcale nie będzie (Teraz rolnicy potwierdzają: - Zboże zżarły świnie.).
Mimo to Agencja Rynku Rolnego zdecydowała się część zboża wyeksportować, do tego dopłacając firmom, które się na to zdecydują. W żniwa za tonę pszenicy płacono po 440 zł, eksportowano po 350 zł - strata na każdej tonie to 110 zł (gdyż doliczyć trzeba jeszcze koszty magazynowania i transportu).
Co więcej, po raz pierwszy w powojennej historii Polska zdołała część pszenicy wyeksportować na Zachód, i to bez żadnych dopłat - taka była dobra. W sumie do dziś sprzedaliśmy za granicę prawie milion ton pszenicy. W marcu "Gazeta" ostrzegała, że ceny zbóż zaczną lada chwila rosnąć i ten eksport z dopłatami jest bezsensowny, a do tego grozi nam brak ziarna na przednówku. Po naszym artykule ARR anulowała ogłoszony już przetarg na eksport. Bogdan Judziński, szef Polskiej Izby Zbożowo-Paszowej, przewidywał, że w czerwcu ARR będzie zboże importowała, płacąc o 150 zł drożej za tonę, niż je eksportowała. ARR odpowiadała, że sytuacja jest pod kontrolą.
Jeszcze w marcu pszenica kosztowała 460 zł za tonę. W poniedziałek na giełdzie wystawiano ją po 560-570 zł.
Zdaniem producentów makaronu rząd wstrzymał sprzedaż z zapasów agencji, by podnieść ceny przed referendum unijnym - chodzi o to, by rolnikom poprawić nastrój. Piekarze winią Zbigniewa Komorowskiego, który jest największym operatorem na polskim rynku zbożowym i teraz dyktuje ceny. Na jesieni skupił dużo ziarna, przetrzymał, gdy inni się wyprzedawali, a teraz chce zarobić.
- Nie wiadomo, ile zboża mamy w kraju - przyznaje Judziński - ale na pewno nie ma go w nadmiarze.
W tym tygodniu ARR zamierza wystawić na giełdę 70 tys. ton pszenicy, by uspokoić rynek.
Przede wszystkim opanować wzrost cen. Może to zrobić tylko ARR, rzucając na przetarg w tym tygodniu co najmniej 100 tys. ton pszenicy. I zapowiedzieć, że po tyle będzie rzucać co tydzień. Jeśli w kraju jest jeszcze ziarno w prywatnych magazynach i jest przetrzymywane w oczekiwaniu na dalszy wzrost cen, to będzie to sygnał, że dłużej nie ma co czekać, bo ARR do wzrostu cen nie dopuści. Nikt do końca nie wie, ile zboża ma jeszcze Agencja, ona sama zasłania się tajemnicą, ale prawdopodobnie ok. 500 tys. ton. To wystarczy na miesiąc takiej akcji studzenia rynku.
Trzeba też otworzyć rynek na bezcłowy import z Unii. To na wypadek, gdyby jednak zboża w prywatnych magazynach nie było i ARR zabrakło ziarna na studzenie rynku. Mamy umowę z Unią, zgodnie z którą możemy w drugim kwartale, czyli do końca czerwca, sprowadzić bez cła 98 tys. ton pszenicy. Ale pod warunkiem, że firmy tym zainteresowane złożą wnioski do 7 kwietna i wpłacą kaucję 30 euro od tony. Ponieważ do kwietnia panował spokój, to tylko jedna firma wystąpiła o taki import na1,6 tys. ton. Izba Zbożowo-Paszowa już zwróciła się do ministra rolnictwa o przywrócenie starych zasad rozdziału kontyngentów, zgodnie z którymi można przez cały kwartał składać wnioski aż do wyczerpania puli.

O prawdziwej panice mówią dziś piekarze i producenci makaronów. Już od trzech tygodni właściciele młynów przerabiający zboże na mąkę uprzedzali, że zboża brakuje, jest coraz droższe, więc trzeba się liczyć z podwyżkami cen mąki. I stało się - w tym tygodniu mąka zdrożała już o kilkanaście procent, ale nikt nie ma wątpliwości, że na tym się nie skończy - zdrożeje co najmniej o 30 proc. Najbardziej popularny typ mąki jeszcze w ubiegłym tygodniu piekarze kupowali po 66 gr za kg, w poniedziałek już od 75 do 89 gr za kg.
Ale młynarze uprzedzają, że w ciągu najbliższego tygodnia mąka prawdopodobnie zdrożeje do 1 zł za kg. Na razie piekarze nie podnieśli cen chleba, ale zrobią to w najbliższych dniach. To oznacza, że najtańszy na rynku chleb pszenno-żytni będzie kosztował nie 1 czy 1,2 zł, ale 1,5 zł za bochenek. - Tani chleb się kończy - ostrzega piekarz z Krakowa Kazimierz Czekaj. - To przede wszystkim niska cena chleba dusiła inflację, dziś kosztuje on o połowę mniej niż przed dwoma laty. Teraz o tanim chlebie możemy zacząć zapominać.
Bliscy paniki są producenci makaronów. Ci najwięksi mają zawarte z supermarketami kontrakty na dostawy makaronów, a teraz po wzroście cen mąki próbują je negocjować. Na razie bez rezultatów. - Sieci handlowe uważają, że to nasze fanaberie, nie patrzą, co dzieje się na rynku zbóż - rozpacza Marek Dąbrowski z Polskiej Izby Makaronów zrzeszającej 700 największych producentów.
A na rynku zbóż jest dziwnie - mówią rolnicy. Zboże powinno być, ale go nie ma. Po żniwach mówiono, że mieliśmy rok urodzaju, ziarna było dużo, i do tego bardzo dobrej jakości. Z powodu urodzaju ceny były stosunkowo niskie i do stycznia tego roku nie rosły. Tymczasem o rynku zbóż decyduje sytuacja w hodowli, a tu mamy ogromną nadprodukcję świń i drobiu. Było więc jasne, że świnie przejedzą znaczną część zboża i nadwyżek wcale nie będzie (Teraz rolnicy potwierdzają: - Zboże zżarły świnie.).
Mimo to Agencja Rynku Rolnego zdecydowała się część zboża wyeksportować, do tego dopłacając firmom, które się na to zdecydują. W żniwa za tonę pszenicy płacono po 440 zł, eksportowano po 350 zł - strata na każdej tonie to 110 zł (gdyż doliczyć trzeba jeszcze koszty magazynowania i transportu).
Co więcej, po raz pierwszy w powojennej historii Polska zdołała część pszenicy wyeksportować na Zachód, i to bez żadnych dopłat - taka była dobra. W sumie do dziś sprzedaliśmy za granicę prawie milion ton pszenicy. W marcu "Gazeta" ostrzegała, że ceny zbóż zaczną lada chwila rosnąć i ten eksport z dopłatami jest bezsensowny, a do tego grozi nam brak ziarna na przednówku. Po naszym artykule ARR anulowała ogłoszony już przetarg na eksport. Bogdan Judziński, szef Polskiej Izby Zbożowo-Paszowej, przewidywał, że w czerwcu ARR będzie zboże importowała, płacąc o 150 zł drożej za tonę, niż je eksportowała. ARR odpowiadała, że sytuacja jest pod kontrolą.
Jeszcze w marcu pszenica kosztowała 460 zł za tonę. W poniedziałek na giełdzie wystawiano ją po 560-570 zł.
Zdaniem producentów makaronu rząd wstrzymał sprzedaż z zapasów agencji, by podnieść ceny przed referendum unijnym - chodzi o to, by rolnikom poprawić nastrój. Piekarze winią Zbigniewa Komorowskiego, który jest największym operatorem na polskim rynku zbożowym i teraz dyktuje ceny. Na jesieni skupił dużo ziarna, przetrzymał, gdy inni się wyprzedawali, a teraz chce zarobić.
- Nie wiadomo, ile zboża mamy w kraju - przyznaje Judziński - ale na pewno nie ma go w nadmiarze.
W tym tygodniu ARR zamierza wystawić na giełdę 70 tys. ton pszenicy, by uspokoić rynek.
Przede wszystkim opanować wzrost cen. Może to zrobić tylko ARR, rzucając na przetarg w tym tygodniu co najmniej 100 tys. ton pszenicy. I zapowiedzieć, że po tyle będzie rzucać co tydzień. Jeśli w kraju jest jeszcze ziarno w prywatnych magazynach i jest przetrzymywane w oczekiwaniu na dalszy wzrost cen, to będzie to sygnał, że dłużej nie ma co czekać, bo ARR do wzrostu cen nie dopuści. Nikt do końca nie wie, ile zboża ma jeszcze Agencja, ona sama zasłania się tajemnicą, ale prawdopodobnie ok. 500 tys. ton. To wystarczy na miesiąc takiej akcji studzenia rynku.
Trzeba też otworzyć rynek na bezcłowy import z Unii. To na wypadek, gdyby jednak zboża w prywatnych magazynach nie było i ARR zabrakło ziarna na studzenie rynku. Mamy umowę z Unią, zgodnie z którą możemy w drugim kwartale, czyli do końca czerwca, sprowadzić bez cła 98 tys. ton pszenicy. Ale pod warunkiem, że firmy tym zainteresowane złożą wnioski do 7 kwietna i wpłacą kaucję 30 euro od tony. Ponieważ do kwietnia panował spokój, to tylko jedna firma wystąpiła o taki import na1,6 tys. ton. Izba Zbożowo-Paszowa już zwróciła się do ministra rolnictwa o przywrócenie starych zasad rozdziału kontyngentów, zgodnie z którymi można przez cały kwartał składać wnioski aż do wyczerpania puli.

Źródło: Gazeta Wyborcza