Polskie rolnictwo może nie zdążyć z dostosowaniem do norm UE
Komisja Europejska jest poważnie zaniepokojona stanem przygotowań polskiego rolnictwa do wypełnienia unijnych norm sanitarnych - powiedzieli wczoraj urzędnicy KE. W najbliższych dniach Bruksela opublikuje pierwszy raport o wypełnieniu zobowiązań negocjacyjnych w tym obszarze.
Na nadrobienie zaległości pozostało około 6 miesięcy. Na przełomie października i listopada Komisja opublikuje ostateczną ocenę stanu przygotowań polskich producentów żywności do wypełnienia unijnych norm, bez czego integracja z Jednolitym Rynkiem nie jest możliwa.
Zamykając w połowie października ub.r. negocjacje członkowskie w sprawach weterynaryjnych, rząd zobowiązał się do bardzo szybkiego dostosowania krajowego ustawodawstwa do unijnych regulacji tak, aby właściciele mleczarni i rzeźni dokładnie wiedzieli, do czego się dostosować.
Od tej pory KE nie otrzymała informacji o wejściu w życie nowych regulacji, a brakuje przynajmniej 50 rozporządzeń wykonawczych Ministerstwa Rolnictwa.
Brak także danych o postępie inwestycji w mleczarniach i rzeźniach, które zapowiedziały, że do maja 2004 roku będą działały zgodnie z unijnymi regulacjami. A postęp ma być skokowy.
O ile w latach 1997 - 2002 prawo do eksportu na unijny rynek uzyskało 38 mleczarni, z czego zasadnicza część należy do zagranicznych koncernów spożywczych, to zaledwie w ciągu roku tak ambitny cel chce osiągnąć 178 przedsiębiorstw. Podobnie z zakładami mięsnymi: liczba spełniających unijne regulacje ma w ciągu 12 miesięcy skoczyć z 90 do 1953.
Co się stanie, jeśli nie zdążą na czas? Najlepsze wyjście to uzupełnienie listy przedsiębiorstw, które uzyskały zgodę Brukseli na sięgający końca 2006 roku okres przejściowy. Jednak kraje "15" są gotowe przystać na takie rozwiązanie tylko wobec "bardzo ograniczonej" grupy firm. Inaczej ich zdaniem system wymknie się spod kontroli, a produkty niespełniające unijnych regulacji przedostaną się do państw obecnej Wspólnoty.
Od maja 2004 roku kontrole towarów na Odrze i Nysie znikną. Nawet jednak dla tych zakładów, które uzyskają zgodę na okres przejściowy, problem nie jest rozwiązany. Od maja przyszłego roku ich produkty będą bowiem sprzedawane wyłącznie na rynku krajowym i nie zostaną objęte unijnymi dotacjami. Zostaną także zaopatrzone w specjalne kwadratowe pieczątki, wskazujące, że nie spełniają unijnych norm jakości. A to może odstraszyć polskich konsumentów.
- Jeśli okaże się, że bardzo wiele zakładów nie spełnia unijnych norm, po przystąpieniu Polski do Unii może zostać utrzymana kontrola handlu żywnością czy to w formie specjalnych pozwoleń na import, czy sporządzenia listy zakładów uprawnionych do eksportu do UE. Komisja nie podjęła jednak w tej sprawie żadnej decyzji - powiedzieli wczoraj urzędnicy KE.
Zdaniem wielu ekspertów taki scenariusz może jednak okazać się korzystny w tym sensie, że przyspieszy długo odkładaną specjalizację i koncentrację produkcji żywności. Dotyczy to w szczególności gospodarstw rolnych.
Poza wyjątkowymi przypadkami od maja 2004 roku będą one bowiem musiały dostarczać do mleczarni wyłącznie mleko tzw. klasy ekstra, spełniające unijne normy. Potrzebne do tego inwestycje zwykle nie są opłacalne, gdy rolnik hoduje tylko jedną czy dwie krowy.
Bruksela jest też zaniepokojona przygotowaniami do zaopatrzenia przejść granicznych z Rosją, Białorusią i Ukrainą w instalacje pozwalające na sprawdzenie, czy importowana do Unii żywność spełnia europejskie normy sanitarne. Warszawa obiecała, że w ciągu roku będzie przynajmniej 7 takich przejść, ale do tej pory nie zostało zgłoszone żadne.
Jesienią KE sama wskaże, które przejścia spełniają unijne wymogi. Jeśli jednak będzie ich niewiele, grozi to poważnymi utrudnieniami w handlu Unii z Europą Wschodnią.
Inny powód zmartwień Komisji to system identyfikacji bydła niezbędny, aby skutecznie walczyć z takimi chorobami jak BSE. Polskie krowy zostały co prawda "zakolczykowane", jednak zdaniem urzędników KE nie powstał scentralizowany system danych, który monitorowałby przemieszczanie się zwierząt, narodziny cielaków i ubój bydła.
Na nadrobienie zaległości pozostało około 6 miesięcy. Na przełomie października i listopada Komisja opublikuje ostateczną ocenę stanu przygotowań polskich producentów żywności do wypełnienia unijnych norm, bez czego integracja z Jednolitym Rynkiem nie jest możliwa.
Zamykając w połowie października ub.r. negocjacje członkowskie w sprawach weterynaryjnych, rząd zobowiązał się do bardzo szybkiego dostosowania krajowego ustawodawstwa do unijnych regulacji tak, aby właściciele mleczarni i rzeźni dokładnie wiedzieli, do czego się dostosować.
Od tej pory KE nie otrzymała informacji o wejściu w życie nowych regulacji, a brakuje przynajmniej 50 rozporządzeń wykonawczych Ministerstwa Rolnictwa.
Brak także danych o postępie inwestycji w mleczarniach i rzeźniach, które zapowiedziały, że do maja 2004 roku będą działały zgodnie z unijnymi regulacjami. A postęp ma być skokowy.
O ile w latach 1997 - 2002 prawo do eksportu na unijny rynek uzyskało 38 mleczarni, z czego zasadnicza część należy do zagranicznych koncernów spożywczych, to zaledwie w ciągu roku tak ambitny cel chce osiągnąć 178 przedsiębiorstw. Podobnie z zakładami mięsnymi: liczba spełniających unijne regulacje ma w ciągu 12 miesięcy skoczyć z 90 do 1953.
Co się stanie, jeśli nie zdążą na czas? Najlepsze wyjście to uzupełnienie listy przedsiębiorstw, które uzyskały zgodę Brukseli na sięgający końca 2006 roku okres przejściowy. Jednak kraje "15" są gotowe przystać na takie rozwiązanie tylko wobec "bardzo ograniczonej" grupy firm. Inaczej ich zdaniem system wymknie się spod kontroli, a produkty niespełniające unijnych regulacji przedostaną się do państw obecnej Wspólnoty.
Od maja 2004 roku kontrole towarów na Odrze i Nysie znikną. Nawet jednak dla tych zakładów, które uzyskają zgodę na okres przejściowy, problem nie jest rozwiązany. Od maja przyszłego roku ich produkty będą bowiem sprzedawane wyłącznie na rynku krajowym i nie zostaną objęte unijnymi dotacjami. Zostaną także zaopatrzone w specjalne kwadratowe pieczątki, wskazujące, że nie spełniają unijnych norm jakości. A to może odstraszyć polskich konsumentów.
- Jeśli okaże się, że bardzo wiele zakładów nie spełnia unijnych norm, po przystąpieniu Polski do Unii może zostać utrzymana kontrola handlu żywnością czy to w formie specjalnych pozwoleń na import, czy sporządzenia listy zakładów uprawnionych do eksportu do UE. Komisja nie podjęła jednak w tej sprawie żadnej decyzji - powiedzieli wczoraj urzędnicy KE.
Zdaniem wielu ekspertów taki scenariusz może jednak okazać się korzystny w tym sensie, że przyspieszy długo odkładaną specjalizację i koncentrację produkcji żywności. Dotyczy to w szczególności gospodarstw rolnych.
Poza wyjątkowymi przypadkami od maja 2004 roku będą one bowiem musiały dostarczać do mleczarni wyłącznie mleko tzw. klasy ekstra, spełniające unijne normy. Potrzebne do tego inwestycje zwykle nie są opłacalne, gdy rolnik hoduje tylko jedną czy dwie krowy.
Bruksela jest też zaniepokojona przygotowaniami do zaopatrzenia przejść granicznych z Rosją, Białorusią i Ukrainą w instalacje pozwalające na sprawdzenie, czy importowana do Unii żywność spełnia europejskie normy sanitarne. Warszawa obiecała, że w ciągu roku będzie przynajmniej 7 takich przejść, ale do tej pory nie zostało zgłoszone żadne.
Jesienią KE sama wskaże, które przejścia spełniają unijne wymogi. Jeśli jednak będzie ich niewiele, grozi to poważnymi utrudnieniami w handlu Unii z Europą Wschodnią.
Inny powód zmartwień Komisji to system identyfikacji bydła niezbędny, aby skutecznie walczyć z takimi chorobami jak BSE. Polskie krowy zostały co prawda "zakolczykowane", jednak zdaniem urzędników KE nie powstał scentralizowany system danych, który monitorowałby przemieszczanie się zwierząt, narodziny cielaków i ubój bydła.
Źródło: Rzeczpospolita