Kompromis z Unią
Traktat o wejściu Polski do UE jest już prawie gotowy. Rząd zaakceptował wczoraj kompromis z Unią w najważniejszej kwestii - jak dzielić między rolników pieniądze na dopłaty bezpośrednie do produkcji.
Kompromis oznacza, że polscy producenci wieprzowiny, ziemniaków, buraków i innych roślin niedotowanych w Unii dostaną przez pierwsze trzy lata w Unii tylko tzw. dopłaty podstawowe - czyli 25-35 proc. tego, co eurofarmerzy. Wielkość dopłat będzie liczona od wielkości gospodarstwa, czyli "od hektara".
Więcej otrzymają producenci bydła i upraw dotowanych w Unii (np. zbóż, rzepaku, roślin strączkowych). Trafią do nich także dodatkowe pieniądze z Unii (przesunięte z tzw. funduszu rozwoju wsi) i z naszego budżetu. Łącznie może to być 55-65 proc. średniej unijnej. Wielkość tych dopłat będzie zależała od wielkości upraw (w wypadku pszenicy czy rzepaku) lub powierzchni pastwisk (dla hodowców bydła), a to znaczy, że także "od hektara".
Wcześniej rząd liczył, że całość unijnych dopłat będzie można rozdzielić między rolników po równo, niezależnie od rodzaju upraw czy hodowli.
Premier Leszek Miller i wicepremier Jarosław Kalinowski podkreślali jednak wczoraj, że żaden gospodarz na kompromisie z Unią nie ucierpi. Ich zdaniem w Polsce nie ma gospodarstw, które opierają się wyłącznie na jednym rodzaju upraw. - To rozwiązanie dobre dla wszystkich kategorii gospodarstw - mówił Kalinowski.
Unia zgodziła się, by nasi rolnicy w pierwszych latach wypełniali prostsze niż w krajach Piętnastki wnioski o dopłaty. Dzięki temu - według zapewnień rządu - uda nam się wykorzystać całość pieniędzy z puli, która nam przysługuje.
Dyskutowane są jeszcze ostatnie szczegóły traktatu akcesyjnego. Nadal nie wiadomo, czy Unia zgodzi się, byśmy dołączyli do niego deklarację o naszym prawie decydowania w "sprawach o znaczeniu moralnym", czyli m.in. o aborcji. Być może Piętnastka w odpowiedzi dołączy własny dokument przypominający, że żadna deklaracja kraju kandydującego nie może być sprzeczna z europejskimi traktatami.
Wszystko ma być gotowe w środę - wtedy ambasadorowie państw UE w Brukseli przyjmą ostateczną wersję traktatu.
Kompromis oznacza, że polscy producenci wieprzowiny, ziemniaków, buraków i innych roślin niedotowanych w Unii dostaną przez pierwsze trzy lata w Unii tylko tzw. dopłaty podstawowe - czyli 25-35 proc. tego, co eurofarmerzy. Wielkość dopłat będzie liczona od wielkości gospodarstwa, czyli "od hektara".
Więcej otrzymają producenci bydła i upraw dotowanych w Unii (np. zbóż, rzepaku, roślin strączkowych). Trafią do nich także dodatkowe pieniądze z Unii (przesunięte z tzw. funduszu rozwoju wsi) i z naszego budżetu. Łącznie może to być 55-65 proc. średniej unijnej. Wielkość tych dopłat będzie zależała od wielkości upraw (w wypadku pszenicy czy rzepaku) lub powierzchni pastwisk (dla hodowców bydła), a to znaczy, że także "od hektara".
Wcześniej rząd liczył, że całość unijnych dopłat będzie można rozdzielić między rolników po równo, niezależnie od rodzaju upraw czy hodowli.
Premier Leszek Miller i wicepremier Jarosław Kalinowski podkreślali jednak wczoraj, że żaden gospodarz na kompromisie z Unią nie ucierpi. Ich zdaniem w Polsce nie ma gospodarstw, które opierają się wyłącznie na jednym rodzaju upraw. - To rozwiązanie dobre dla wszystkich kategorii gospodarstw - mówił Kalinowski.
Unia zgodziła się, by nasi rolnicy w pierwszych latach wypełniali prostsze niż w krajach Piętnastki wnioski o dopłaty. Dzięki temu - według zapewnień rządu - uda nam się wykorzystać całość pieniędzy z puli, która nam przysługuje.
Dyskutowane są jeszcze ostatnie szczegóły traktatu akcesyjnego. Nadal nie wiadomo, czy Unia zgodzi się, byśmy dołączyli do niego deklarację o naszym prawie decydowania w "sprawach o znaczeniu moralnym", czyli m.in. o aborcji. Być może Piętnastka w odpowiedzi dołączy własny dokument przypominający, że żadna deklaracja kraju kandydującego nie może być sprzeczna z europejskimi traktatami.
Wszystko ma być gotowe w środę - wtedy ambasadorowie państw UE w Brukseli przyjmą ostateczną wersję traktatu.
Źródło: Gazeta Wyborcza