Mieszalnie pasz kierują do sądu sprawy przeciwko hodowcom drobiu
W całym kraju mieszalnie pasz kierują sprawę do prokuratury i komorników. Ich zdaniem drobiarze wyłudzili towar. To nieuczciwe stawianie sprawy - komentują hodowcy - pasz nie wyłudziliśmy, nakarmiliśmy nimi kury. A to nie nasza wina, że od już od roku produkujemy znacznie poniżej kosztow i nie stać nas na uregulowanie rachunków.
Zdaniem hodowców to same mieszalnie w dużym stopniu ponoszą winę za obecną sytuację. Średni koszt zakupu tony pasz to 900 zł. Przy niskich cenach zbóż to zdecydowanie za dużo.
- Możnaby było spokojnie tą paszę sprzedawać w granicach 750-800 zł/t, co dałoby nam zupełnie inne koszty produkcji - mówi hodowca drobiu z województwa małopolskiego.
Wielu z hodowców zaciągnęło długoterminowe kredyty. Teraz są w potrzasku. Nawet jeśli do produkcji muszą dokładać, nie wolno im z niej zrezygnować.
- Mu musimy po prostu produkować. Nam nie wolno stawać. Jest to wymogiem Agencji. Oczywiście Agencja daje doplaty, ale my musimy produkować - mówi hodowca drobiu z woj. śląskiego - Bank po prostu sprawdza to na bieżąco.
Jeszcze nigdy nie było tak jak teraz, że ubojnie szukają kurczaków, ale płacą za nie tak mało. Hodowcom pozostaje jedynie ograniczenie produkcji. Decyzja jest tym łatwiejsza, że mało kogo stać na nowe wstawienia.
Hodowcy o pomoc ubiegali się już chyba wszędzie. Pukali między innymi do drzwi Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i do Ministerstwa. Ale mimo dobrej woli odpowiedź jest zawsze ta sama. Kasa jest pusta.
W tym roku żadnych dopłat do eksportu i kredytów pomocowych na wznowienie produkcji nie uda się już załatwić. Walkę o swoje drobiarze muszą odłożyć do nowego roku.
Drobiu w ofertach giełd towarowych jest pod dostatkiem. Ci którzy nie mają możliwości chłodzenia, albo jest to dla nich zbyt drogie i nieoplacalne, sprzedają towar poniżej kosztówa aby nie dokładać do produkcji. Np. ćwiartki z kurczaka powinny kosztowa około 4,20 zł/kg, tymczasem można je kupić nawet po 3,60 zł/kg. Importowane są tylko o 40 gr droższe.
Na nasz rynek ciągle wjeżdża towar z Argentyny, Australii, Kanady i USA. Sprowadzamy też mięso drobiowe z Holandii na podstawie kontyngentów bezcłowych, ale tak na prawdę jest to przesyłka z Tajlandii, czy innych tego typu stref ekonomicznych - mówią maklerzy. Sporo importowanego towaru wyjeżdża na Ukrainę, bo jest on trzymany w chłodniach, głównie tuż przy wschodniej granicy. Gdyby nie to możnaby tam było sprzedać polski drób - mówią rozżaleni producenci.
Wciąż nie mamy szans konkurować z oferatmi z importu. Krajowe żołądki kosztują około 5,00 zł/kg. Sprowadzane z Argentyny czy Australii są przynajmniej o 2,00 zł/kg tańsze. Podobnie jest z innymi podrobami.
Zdaniem hodowców to same mieszalnie w dużym stopniu ponoszą winę za obecną sytuację. Średni koszt zakupu tony pasz to 900 zł. Przy niskich cenach zbóż to zdecydowanie za dużo.
- Możnaby było spokojnie tą paszę sprzedawać w granicach 750-800 zł/t, co dałoby nam zupełnie inne koszty produkcji - mówi hodowca drobiu z województwa małopolskiego.
Wielu z hodowców zaciągnęło długoterminowe kredyty. Teraz są w potrzasku. Nawet jeśli do produkcji muszą dokładać, nie wolno im z niej zrezygnować.
- Mu musimy po prostu produkować. Nam nie wolno stawać. Jest to wymogiem Agencji. Oczywiście Agencja daje doplaty, ale my musimy produkować - mówi hodowca drobiu z woj. śląskiego - Bank po prostu sprawdza to na bieżąco.
Jeszcze nigdy nie było tak jak teraz, że ubojnie szukają kurczaków, ale płacą za nie tak mało. Hodowcom pozostaje jedynie ograniczenie produkcji. Decyzja jest tym łatwiejsza, że mało kogo stać na nowe wstawienia.
Hodowcy o pomoc ubiegali się już chyba wszędzie. Pukali między innymi do drzwi Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i do Ministerstwa. Ale mimo dobrej woli odpowiedź jest zawsze ta sama. Kasa jest pusta.
W tym roku żadnych dopłat do eksportu i kredytów pomocowych na wznowienie produkcji nie uda się już załatwić. Walkę o swoje drobiarze muszą odłożyć do nowego roku.
Drobiu w ofertach giełd towarowych jest pod dostatkiem. Ci którzy nie mają możliwości chłodzenia, albo jest to dla nich zbyt drogie i nieoplacalne, sprzedają towar poniżej kosztówa aby nie dokładać do produkcji. Np. ćwiartki z kurczaka powinny kosztowa około 4,20 zł/kg, tymczasem można je kupić nawet po 3,60 zł/kg. Importowane są tylko o 40 gr droższe.
Na nasz rynek ciągle wjeżdża towar z Argentyny, Australii, Kanady i USA. Sprowadzamy też mięso drobiowe z Holandii na podstawie kontyngentów bezcłowych, ale tak na prawdę jest to przesyłka z Tajlandii, czy innych tego typu stref ekonomicznych - mówią maklerzy. Sporo importowanego towaru wyjeżdża na Ukrainę, bo jest on trzymany w chłodniach, głównie tuż przy wschodniej granicy. Gdyby nie to możnaby tam było sprzedać polski drób - mówią rozżaleni producenci.
Wciąż nie mamy szans konkurować z oferatmi z importu. Krajowe żołądki kosztują około 5,00 zł/kg. Sprowadzane z Argentyny czy Australii są przynajmniej o 2,00 zł/kg tańsze. Podobnie jest z innymi podrobami.
Źródło: Agrobiznes, TVP1