Ceny zbóż, notowania, aktualności

Polskie mleczarnie czeka walka o przetrwanie

Polskie mleczarnie czeka walka o przetrwanie
To dyktat - tak branża dosadnie określa stanowisko Unii w sprawie mleczarstwa. Liczy jednak, że w Kopenhadze uda się coś utargować chociaż w sprawie limitów produkcji.

O przyszłość sektora mleczarskiego negocjatorzy walczą do samego końca. Linię obrony stanowią głównie limity produkcji mleka, które jako jeden z ważniejszych postulatów negocjacyjnych pojechały do Kopenhagi. Sprawa rozbija się o prognozy oficjalnej konsumpcji mleka w Polsce w ciągu kilku następnych lat. Może bowiem dojść do sytuacji, że popytu nie da się zaspokoić produkcją krajową i niezbędny będzie import. Dla całej branży taka sytuacja jest po prostu nie do zaakceptowania. Niewykluczone jednak, że zamiast teraz podwyższać limit, UE zdecyduje się na renegocjacje kwoty mlecznej w 2006 r. - już na podstawie stanu faktycznego popytu.

W całym mlecznym zamieszaniu dobrym prognostykiem była wiadomość, że branża mleczarska jako jedna z nielicznych będzie korzystać z okresu przejściowego, który potrwa do 2006 r. Do tego czasu wszystkie zakłady przetwórcze, które zgłosiły chęć modernizacji oraz udowodniły, że mają na to środki, muszą zakończyć niezbędne inwestycje. Reszta albo dostosuje się do chwili członkostwa, albo zakończy działalność. Według oceny branży, duża część zakładów jest w stanie spełnić tak wysokie wymogi, choć nie będzie to łatwe. Prawdziwym problemem stała się jednak konieczność segregacji mleka klasy ekstra, uznawanej w UE, oraz gorszej pierwszej klasy, które jeszcze cztery lata temu funkcjonowało na unijnym rynku. Prawdziwa batalia rozpętała się o liczbę zakładów, które przez trzy lata po przystąpieniu do UE będą miały prawo produkować na osobnych liniach produkcyjnych wyroby z mleka spełniającego unijne normy i nie spełniającego. Polska forsowała ulgi dla 216 zakładów, ale UE zgodziła się na 82, a w połowie 2004 r. ich liczba ma być zredukowana do 70.

UE zagroziła mleczarniom, że produkty z gorszego mleka nie będą sprzedawane w UE, nie zostaną objęte dopłatami do eksportu i będą wyraźnie oznakowane. Zakłady takich warunków przyjąć nie chciały. Co więcej, ostre wymagania w sprawie segregacji pojawiły się już po deklaracjach zakładów w sprawie modernizacji. Dla wielu z nich nowe wymogi komplikują wcześniej podjęte plany inwestycyjne.

Według przedstawicieli branży, takie podejście oznacza jawne łamanie wcześniejszych ustaleń, duszenie krajowego sektora i postawienie pod ścianą 100 tys. gospodarstw produkujących mleko gorszej jakości. Ich zdaniem, to rynek, a nie Bruksela, winien decydować o tym, ile zakładów mleczarskich będzie w Polsce.

Źródło: Puls Biznesu