Ceny zbóż, notowania, aktualności

Mleczarnie potrzebują roku na modernizację

Mleczarnie potrzebują roku na modernizację
Polskie mleczarnie muszą mieć jeszcze trochę czasu na modernizację. Dlatego negocjatorzy nie powinni akceptować już teraz drastycznych ograniczeń dla zakładów, które zadeklarowały chęć dostosowania wymogów do chwili akcesji.

Rząd robi wszystko, by sprawy weterynarii zamknąć na sesji negocjacyjnej 19 listopada. To i tak kolejny z wyznaczonych terminów, a wobec komplikacji z zamknięciem rozdziału o konkurencji na tej samej sesji, rozwiązanie weterynaryjnej kwestii stało się priorytetem. Jakiś sukces przecież musi być.

Nic za darmo. Aby rozmowy z UE ruszyły, rząd musiał złagodzić stanowisko w sprawie liczby zakładów, które będą korzystać z możliwości podwójnej produkcji mleka klasy extra i pierwszej klasy do końca 2006 r. Chodzi o przedsiębiorstwa z grupy B1, które zadeklarowały, że dostosują się do wymogów UE do czasu akcesji. Na razie Bruksela godzi się na 40 zakładów, a krajowi dyplomaci zmniejszyli swoje postulaty z 216 do 110 i na dodatek nie wykluczają kolejnych redukcji.

 - Ustalona z nami weryfikacja listy przewiduje 153 zakłady, które powinny mieć zagwarantowaną możliwość podwójnej produkcji. W tej kwestii nasze stanowisko jest niezmienne. Rząd musi sobie zdawać sprawę, że aby uratować rynek, będzie musiał poważnie zaangażować się finansowo w konsolidację branży - mówi Waldemar Broś, prezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich.

Czasu nie ma zbyt wiele, a możliwości budżetu są skromne.

 - Lista miała powstać dopiero za rok, kiedy będzie wiadomo, jakie zakłady zmodernizują się na tyle, by zapewnić pełne bezpieczeństwo produktu. Takie były wcześniejsze ustalenia z Brukselą, która zaakceptowała wstępną, przygotowaną przez Główny Inspektorat Weterynarii, listę. Teraz jednak wykorzystując determinację naszego rządu UE chce przeforsować niekorzystne dla nas zmiany. Nie można decydować o tym teraz, kiedy inwestycje dopiero co się rozpoczęły lub zakłady właśnie zaciągnęły pokaźne kredyty. To czysty absurd - mówi Waldemar Broś.

 - Przy ograniczeniach, które chce przeforsować Unia, zabraknie nam ponad 20 proc. surowca. Maksymalnie ograniczając listę, UE uzupełni polskie braki swoją nadwyżką. Za dwa lata będziemy importerem netto. Nie mamy wątpliwości, o co toczy się gra. Bezpieczeństwo produktu, którym zasłania się UE, jest jedynie przykrywką - mówi Jan Remiszewski, prezes OSM w Siedlcach.

Źródło: Puls Biznesu