UE: Polska szykuje mleczny kontratak
Komisja Europejska chce wymusić określenie dokładnej liczby mleczarni, które będą mogły jednocześnie eksportować do UE mleko klasy ekstra oraz produkować gorszej jakości mleko na rynek polski. Producenci protestują.
Wszystko wskazuje na to, że krajowi negocjatorzy będą walczyć o to, by jak największa liczba mleczarni mogła jednocześnie eksportować swoje wyroby z mleka klasy ekstra na unijny rynek oraz niższej klasy - na krajowy.
- Bruksela chce wymusić na nas podanie dokładnej liczby mleczarni, które w czasie trzyletniego okresu przejściowego mogłyby produkować mleko najwyższej klasy - ekstra - na eksport do UE, oraz gorszej klasy, nie uznawanej przez "piętnastkę", na rynek krajowy. Na razie analizujemy stanowisko Komisji Europejskiej, w którym zapisano, że tylko wybrane mleczarnie będą mogły korzystać z tego przywileju - mówi Piotr Kołodziej, główny lekarz weterynarii.
Wśród kilku wariantów, które mogą pojawić się w polskim stanowisku, nieoficjalnie wymienia się tzw. typowanie regionów. Możliwość podwójnej produkcji objęłaby wybrane województwa, np. o najniższej produkcji z mleka klasy ekstra.
Zdaniem Marka Murawskiego z Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich, podział na regiony byłby bardzo niebezpieczny, bo traktowałby bardzo różnie wiele zakładów tej samej kategorii. Przedsiębiorcy obawiają się, że pod wpływem twardego stanowiska Unii rząd może pójść na kompromis, a decyzje nie będą konsultowane z branżą.
- Nasze stanowisko jest niezmienne. Selekcja mleka powinna odbywać się na dotychczasowych zasadach w całej Polsce. Taki system już się sprawdził, bo zakłady, które do tej pory uzyskały zgodę na eksport i jednocześnie produkują wyroby gorszej jakości mleka na krajowy rynek, są kontrolowane przez inspektorów UE. Zakłady, które zdążą z modernizacją do dnia akcesji albo zrobią to w pierwszym roku, również będą chciały skorzystać z podwójnej produkcji. Dodatkową mobilizacją byłaby możliwość korzystania z dopłat do mleka klasy ekstra. Jednak Unia szuka tylko pretekstu, by ograniczyć produkcję i eksport, a nie zachęcić zakłady i rolników do modernizacji. Stąd właśnie presja na podanie dokładnej liczby - mówi Marek Murawski.
Wszystko wskazuje na to, że krajowi negocjatorzy będą walczyć o to, by jak największa liczba mleczarni mogła jednocześnie eksportować swoje wyroby z mleka klasy ekstra na unijny rynek oraz niższej klasy - na krajowy.
- Bruksela chce wymusić na nas podanie dokładnej liczby mleczarni, które w czasie trzyletniego okresu przejściowego mogłyby produkować mleko najwyższej klasy - ekstra - na eksport do UE, oraz gorszej klasy, nie uznawanej przez "piętnastkę", na rynek krajowy. Na razie analizujemy stanowisko Komisji Europejskiej, w którym zapisano, że tylko wybrane mleczarnie będą mogły korzystać z tego przywileju - mówi Piotr Kołodziej, główny lekarz weterynarii.
Wśród kilku wariantów, które mogą pojawić się w polskim stanowisku, nieoficjalnie wymienia się tzw. typowanie regionów. Możliwość podwójnej produkcji objęłaby wybrane województwa, np. o najniższej produkcji z mleka klasy ekstra.
Zdaniem Marka Murawskiego z Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich, podział na regiony byłby bardzo niebezpieczny, bo traktowałby bardzo różnie wiele zakładów tej samej kategorii. Przedsiębiorcy obawiają się, że pod wpływem twardego stanowiska Unii rząd może pójść na kompromis, a decyzje nie będą konsultowane z branżą.
- Nasze stanowisko jest niezmienne. Selekcja mleka powinna odbywać się na dotychczasowych zasadach w całej Polsce. Taki system już się sprawdził, bo zakłady, które do tej pory uzyskały zgodę na eksport i jednocześnie produkują wyroby gorszej jakości mleka na krajowy rynek, są kontrolowane przez inspektorów UE. Zakłady, które zdążą z modernizacją do dnia akcesji albo zrobią to w pierwszym roku, również będą chciały skorzystać z podwójnej produkcji. Dodatkową mobilizacją byłaby możliwość korzystania z dopłat do mleka klasy ekstra. Jednak Unia szuka tylko pretekstu, by ograniczyć produkcję i eksport, a nie zachęcić zakłady i rolników do modernizacji. Stąd właśnie presja na podanie dokładnej liczby - mówi Marek Murawski.
Źródło: Puls Biznesu