Czy kontyngent na import 480 tys. ton zboża z UE wystartuje o czasie?
Komisja Europejska nawet nie chce myśleć o tym, że Polska może nie wywiązać się ze swej obietnicy uruchomienia 1 października przełożonego i tak o trzy miesiące kontyngentu na bezcłowy import zbóż z UE. Jeśli tak się stanie, nie pozostanie bierna.
Przypomnijmy, kontyngent na bezcłowy import 480 tys. ton zbóż będący wynikiem porozumienia z UE o tzw. podwójnym zerze (wzajemna redukcja ceł i subsydiów) miał wystartować 1 lipca. Po konsultacjach z Polską Komisja Europejska zgodziła się na przełożenie go o trzy miesiące. - Wszelka dalsza zwłoka w otwarciu kontyngentu poza 1 października zmusi Unię do rozważenia środków przywracających równowagę - ostrzegał wówczas Gregor Kreuzhuber, rzecznik komisarz rolnego Franza Fichlera. Tak więc decyzja o dalszym wstrzymaniu kontyngentu mogłaby zmusić Unię do sięgnięcia nie tylko po polityczne, ale i handlowe środki odwetowe.
Jak twierdzą eksperci z obu stron negocjacyjnego frontu, wycofanie się ze spełniania obietnicy w przededniu finału rokowań mogłoby mieć katastrofalny skutek dla Polski. Choć oficjalnie nikt w Komisji nie chce spekulować na temat politycznych konsekwencji, jeśli rząd nie uruchomi kontyngentu, nieoficjalnie wiadomo, że mogłaby się rozpętać prawdziwa psychologiczna wojna z Unią. Część naszych rozmówców przyznaje, że w skrajnym przypadku brak kontyngentu może wpłynąć też na ocenę gotowości Polski jako kraju, który do końca grudnia br. ma zamknąć negocjację o członkostwo w UE.
Na szczęście z rozmów "Gazety" ze źródłami w Polsce wynika, że projekt rozporządzenia jest gotowy i nic nie wskazuje na to, żeby rząd wycofał się z obietnicy. Niestety, afera, jaka wybuchła niedawno wokół liberalizacji handlu rolnego z Węgrami na pewno nie ułatwi wicepremierowi Kalinowskiemu decyzji. Rząd musi się liczyć z gniewną reakcją lobby rolnego i rolników, którzy w czasie żniw mieli wielkie kłopoty ze sprzedażą własnych zbóż do elewatorów.
Jednym z motywów odłożenia o trzy miesiące bezcłowego importu z UE był nadmiar zboża na polskim rynku. Przed czerwcową decyzją o zwłoce z unijnym kontynentem na rynku zboża w Polsce była dość poważna nadwyżka wynikająca z rekordowych zbiorów w 2001 roku (27 mln ton zbóż) i importu (2,5 mln ton). Zapasy zbóż w sezonie wynosiły 3,6 mln ton, czyli o blisko 1 mln więcej, niż wynoszą potrzeby polskiego rynku. Tegoroczne dobre żniwa problem ten zapewne jeszcze bardziej uwypukliły.
Po koniec czerwca br. minister ds. europejskich Danuta Hübner przekonywała, że zwłoka z uruchomieniem kontyngentu "jest w zamyśle jednorazowym posunięciem, a nie trwałym elementem polityki rolnej i handlowej Polski". Wkrótce się przekonamy, czy miała rację.
Przypomnijmy, kontyngent na bezcłowy import 480 tys. ton zbóż będący wynikiem porozumienia z UE o tzw. podwójnym zerze (wzajemna redukcja ceł i subsydiów) miał wystartować 1 lipca. Po konsultacjach z Polską Komisja Europejska zgodziła się na przełożenie go o trzy miesiące. - Wszelka dalsza zwłoka w otwarciu kontyngentu poza 1 października zmusi Unię do rozważenia środków przywracających równowagę - ostrzegał wówczas Gregor Kreuzhuber, rzecznik komisarz rolnego Franza Fichlera. Tak więc decyzja o dalszym wstrzymaniu kontyngentu mogłaby zmusić Unię do sięgnięcia nie tylko po polityczne, ale i handlowe środki odwetowe.
Jak twierdzą eksperci z obu stron negocjacyjnego frontu, wycofanie się ze spełniania obietnicy w przededniu finału rokowań mogłoby mieć katastrofalny skutek dla Polski. Choć oficjalnie nikt w Komisji nie chce spekulować na temat politycznych konsekwencji, jeśli rząd nie uruchomi kontyngentu, nieoficjalnie wiadomo, że mogłaby się rozpętać prawdziwa psychologiczna wojna z Unią. Część naszych rozmówców przyznaje, że w skrajnym przypadku brak kontyngentu może wpłynąć też na ocenę gotowości Polski jako kraju, który do końca grudnia br. ma zamknąć negocjację o członkostwo w UE.
Na szczęście z rozmów "Gazety" ze źródłami w Polsce wynika, że projekt rozporządzenia jest gotowy i nic nie wskazuje na to, żeby rząd wycofał się z obietnicy. Niestety, afera, jaka wybuchła niedawno wokół liberalizacji handlu rolnego z Węgrami na pewno nie ułatwi wicepremierowi Kalinowskiemu decyzji. Rząd musi się liczyć z gniewną reakcją lobby rolnego i rolników, którzy w czasie żniw mieli wielkie kłopoty ze sprzedażą własnych zbóż do elewatorów.
Jednym z motywów odłożenia o trzy miesiące bezcłowego importu z UE był nadmiar zboża na polskim rynku. Przed czerwcową decyzją o zwłoce z unijnym kontynentem na rynku zboża w Polsce była dość poważna nadwyżka wynikająca z rekordowych zbiorów w 2001 roku (27 mln ton zbóż) i importu (2,5 mln ton). Zapasy zbóż w sezonie wynosiły 3,6 mln ton, czyli o blisko 1 mln więcej, niż wynoszą potrzeby polskiego rynku. Tegoroczne dobre żniwa problem ten zapewne jeszcze bardziej uwypukliły.
Po koniec czerwca br. minister ds. europejskich Danuta Hübner przekonywała, że zwłoka z uruchomieniem kontyngentu "jest w zamyśle jednorazowym posunięciem, a nie trwałym elementem polityki rolnej i handlowej Polski". Wkrótce się przekonamy, czy miała rację.
Źródło: Gazeta Wyborcza