Ceny zbóż, notowania, aktualności

Drugi przypadek BSE u krowy w Polsce

Drugi przypadek BSE u krowy w Polsce
W mózgu krowy z podlubartowskiego gospodarstwa, która kilka dni temu trafiła do rzeźni, wykryto priony charakterystyczne dla BSE. To drugi przypadek tej choroby u bydła w Polsce. Krajowe służby weterynaryjne poinformowały o tym w sobotę.

Krowa należała do 72-letnego gospodarza z niewielkiej wsi koło Lubartowa (ok. 26 km od Lublina). Rolnik kupił ją, gdy była małym cielęciem, przed 13 laty na jarmarku.

We wtorek 13 sierpnia krowa trafiła do ubojni. Zgodnie z obowiązującymi przepisami jej mięso, a także próbka mózgu (od lutego mózg badany jest u wszystkich krów, które mają więcej niż 30 miesięcy życia - u młodszych zwierząt choroba nie występuje) zostały poddane badaniom.

Jak informuje wojewódzki lekarz weterynarii Jan Sławomirski, krowa nie miała typowych dla BSE objawów nerwowych, nie chorowała też na żadne poważne choroby.

Kiedy dwie pierwsze serie testów potwierdziły występowanie BSE, w sobotę do rzeźni trafiły pozostałe dwie krowy, jałówka i dwa cielaki z tego gospodarstwa. W mięsie zwierząt nie stwierdzono choroby, ale ich tusze zostały natychmiast spalone, a rzeźnię zdezynfekowano.

Ostateczne wyniki badań znane będą jutro lub w środę.

Jak mogło dojść do zakażenia krowy? - Krowa była bardzo stara. Jej właściciel nie pamięta już, czym przed laty była karmiona. Dzisiaj możemy stawiać tylko hipotezy. Sądzimy, że przyczyną BSE u tej krowy było zjedzenie paszy z dodatkiem preparatów białkowych pochodzenia zwierzęcego, którą zwierze mogło zjeść nawet wiele lat temu. BSE może rozwijać się bowiem nawet 10 lat - tłumaczy dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach dr Tadeusz Wijaszka.

Co prawda w Polsce ustawowy zakaz zabraniający karmienie bydła tego typu preparatami (chodzi głownie o mączki kostne i preparaty mlekozastępcze) obowiązuje od 1999 roku, ale wciąż wolno taką paszą karmić kury i świnie.

 - Wystarczyło, że krasula polizała koryto, z którego wcześniej paszą z mączką kostną były karmione na przykład kury i mogło dojść do zakażenia - tłumaczy dr Wijaszka.

Weterynarze z PIW w Puławach podkreślają, że wykrycie BSE potwierdza skuteczność krajowego systemu badań. Dzięki niemu mięso chorej sztuki nie miało szans trafić na rynek. - Tak naprawę problemem jest tzw. dziki ubój, bez udziału weterynarzy, bez należytej kontroli. Tu ogromną rolę do spełnienia mają konsumenci, którzy nie powinni kupować mięsa nieposiadającego świadectwa kontroli - podkreśla dr Wijaszka.

Źródło: Gazeta Wyborcza