Biopaliwa to złota żyła – dla wybranych
Na produkcji ekoskładników do benzyny da się świetnie zarobić - jeśli parlament zafunduje wysokie ulgi w akcyzie. Są jeszcze tylko dwa małe dodatkowe warunki: trzeba będzie bardzo dużo zainwestować i zdobyć przychylność urzędników ministerstwa rolnictwa.
Wielu inwestorów już uwierzyło, że produkcja ekokomponentów będzie prawdziwym eldorado. Ryzyko jest jednak niemałe. Może się okazać, że zamiast liczyć krociowe zyski wielu graczy będzie walczyć o przetrwanie.
Coraz więcej firm w Polsce liczy na zyski z produkcji ekokomponentów do paliw. Wśród nich są największe spółki chemiczne czy Bartimpex Aleksandra Gudzowatego. Wielu z nich wierzy, że nowa działalność może okazać się prawdziwym eldorado. Oby się nie pomylili, bo - mimo teoretycznej przychylności polityków - barier dla produkcji ekokomponentów nie brakuje.
Każdy z wchodzących na ten rynek graczy powinien być realistą określając wielkość produkcji. W Polsce dolna granica zdolności produkcyjnych planowanych instalacji, wytwarzających estry metylowe, wynosi 5-20 tys. ton rocznie, a górna sięga nawet 300 tys. ton. Specjaliści sugerują, żeby już teraz dokonać realnej oceny sytuacji, korzystając przy tym z doświadczeń innych państw.
- W krajach takich jak Niemcy, Francja czy Czechy biznes odchodzi od produkcji estrów na bazie instalacji o bardzo małej wydajności, sięgającej 10-20 tys. ton, lub jeszcze mniejszych, jak np. w Austrii. A właśnie m.in. takie przedsięwzięcia planuje się w Polsce. Obecnie na Zachodzie przeważają wytwórnie o wydajności minimum 50 tys. ton rocznie. To one są w stanie spełnić odpowiednie kryteria ekonomiczne i jakościowe - tłumaczy Janusz Kolczyński, dyrektor Wojskowego Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Materiałów Pędnych i Smarów.
Tymczasem przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW) ostrzegają przed nadmierną centralizacją produkcji w rękach niewielkiej grupy producentów.
- Taka sytuacja zwiększa groźbę praktyk monopolistycznych na rynku surowców i ograniczy tworzenie nowych miejsc pracy w sektorze rolniczym, a tym samym utrudni bądź nawet uniemożliwi jego restrukturyzację. Moim zdaniem, produkcja surowca i wytwarzanego z niego surowego oleju powinna mieć miejsce na poziomie powiatu. Dopiero ten surowy lub nawet rafinowany olej mógłby trafiać do dużej agrorafinerii. Zagwarantuje to z jednej strony jakość produkowanego estru, a z drugiej ograniczy koszty jego wytwarzania - podkreśla Kazimierz Żmuda, dyrektor w Departamencie Gospodarki Ziemią i Rozwoju Infrastruktury Wsi MRiRW.
Rozdrobnienie produkcji może mieć jednak bardzo negatywny skutek dla jakości wytwarzanych na bazie ekokomponentów biopaliw.
- Dla odbiorców ekokomponetów, np. dla Orlenu, duża liczba dostawców będzie problemem, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie norm. Kryteria muszą być wyśrubowane, bo estry metylowe niewłaściwie produkowane i przechowywane, mogą wyrządzić wiele szkód. Skutkiem braku nadzoru nad ich jakością może być np. korozja elementów silnika i jego uszkodzenie - mówi Janusz Kolczyński. Orlen dostrzega złożoność tego problemu.
Wielu inwestorów już uwierzyło, że produkcja ekokomponentów będzie prawdziwym eldorado. Ryzyko jest jednak niemałe. Może się okazać, że zamiast liczyć krociowe zyski wielu graczy będzie walczyć o przetrwanie.
Coraz więcej firm w Polsce liczy na zyski z produkcji ekokomponentów do paliw. Wśród nich są największe spółki chemiczne czy Bartimpex Aleksandra Gudzowatego. Wielu z nich wierzy, że nowa działalność może okazać się prawdziwym eldorado. Oby się nie pomylili, bo - mimo teoretycznej przychylności polityków - barier dla produkcji ekokomponentów nie brakuje.
Każdy z wchodzących na ten rynek graczy powinien być realistą określając wielkość produkcji. W Polsce dolna granica zdolności produkcyjnych planowanych instalacji, wytwarzających estry metylowe, wynosi 5-20 tys. ton rocznie, a górna sięga nawet 300 tys. ton. Specjaliści sugerują, żeby już teraz dokonać realnej oceny sytuacji, korzystając przy tym z doświadczeń innych państw.
- W krajach takich jak Niemcy, Francja czy Czechy biznes odchodzi od produkcji estrów na bazie instalacji o bardzo małej wydajności, sięgającej 10-20 tys. ton, lub jeszcze mniejszych, jak np. w Austrii. A właśnie m.in. takie przedsięwzięcia planuje się w Polsce. Obecnie na Zachodzie przeważają wytwórnie o wydajności minimum 50 tys. ton rocznie. To one są w stanie spełnić odpowiednie kryteria ekonomiczne i jakościowe - tłumaczy Janusz Kolczyński, dyrektor Wojskowego Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Materiałów Pędnych i Smarów.
Tymczasem przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW) ostrzegają przed nadmierną centralizacją produkcji w rękach niewielkiej grupy producentów.
- Taka sytuacja zwiększa groźbę praktyk monopolistycznych na rynku surowców i ograniczy tworzenie nowych miejsc pracy w sektorze rolniczym, a tym samym utrudni bądź nawet uniemożliwi jego restrukturyzację. Moim zdaniem, produkcja surowca i wytwarzanego z niego surowego oleju powinna mieć miejsce na poziomie powiatu. Dopiero ten surowy lub nawet rafinowany olej mógłby trafiać do dużej agrorafinerii. Zagwarantuje to z jednej strony jakość produkowanego estru, a z drugiej ograniczy koszty jego wytwarzania - podkreśla Kazimierz Żmuda, dyrektor w Departamencie Gospodarki Ziemią i Rozwoju Infrastruktury Wsi MRiRW.
Rozdrobnienie produkcji może mieć jednak bardzo negatywny skutek dla jakości wytwarzanych na bazie ekokomponentów biopaliw.
- Dla odbiorców ekokomponetów, np. dla Orlenu, duża liczba dostawców będzie problemem, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie norm. Kryteria muszą być wyśrubowane, bo estry metylowe niewłaściwie produkowane i przechowywane, mogą wyrządzić wiele szkód. Skutkiem braku nadzoru nad ich jakością może być np. korozja elementów silnika i jego uszkodzenie - mówi Janusz Kolczyński. Orlen dostrzega złożoność tego problemu.
Źródło: Puls Biznesu