Ceny zbóż, notowania, aktualności

Osłabienie złotówki pomogło eksporterom drobiu

Osłabienie złotówki pomogło eksporterom drobiu

Z powodu kryzysu wylęgarnie ze Wschodu znacznie ograniczyły zakupy w Polsce. Jednak wysoki kurs euro i dolara sprawiły, że polskie jaja z ferm reprodukcyjnych częściej przekraczają zachodnią i południową granicę.

- W styczniu sprzedaż drobiu zwykle zamierała, a tym razem już na przełomie grudnia i stycznia zabrakło kurczaków i ceny zaczęły rosnąć - mówi Feliks Podgórski z Jeżewa, który drobiarstwem zajmuje się od trzydziestu lat. W trzech kurnikach produkuje jaja. Jeszcze w minionym roku spora ich część wyjeżdżała do wylęgarni na Ukrainie.

Ukraińcom kryzys ostro dał się we znaki, więc ograniczyli zakupy. - Poza tym kurs walut był bardzo niekorzystny dla eksporterów i w drugiej połowie roku mieliśmy w kraju sporą nadprodukcję mięsa drobiowego i jaj - dodaje Podgórski. - Trudną sytuację komplikowały też wysokie ceny zbóż.

Od kilku miesięcy drobiarze mogą kupować tańsze zboże. Eksporterom pomaga też umocnienie się kursu euro i dolara. - Wreszcie opłaca się eksportować jaja - twierdzi Podgórski. Sporo jaj z jego fermy trafia do rumuńskich wylęgarni.

- Ale nie można zapominać o tym, że producenci drobiu w sporej mierze uzależnieni są od importu - dodaje. - Musimy sprowadzać duże ilości soi, która w przypadku producenta jaj stanowi ok. 25 procent kosztów paszy, a dla producenta brojlerów aż ponad 30 proc. Osłabienie złotówki sprawiło, że soja bardzo szybko drożeje. Jeszcze na początku stycznia za tonę w porcie można było zapłacić 1040 zł, w minionym tygodniu cena wzrosła do 1500 zł.

Dlatego, pomimo wzrostu eksportu, kokosów na drobiu nie robią.

Drobiarz z Jeżewa przyznaje, że przez ostatnich 20 lat wiele się w tej branży zmieniło, ale ceny drobiu i jaj są na zbliżonym poziomie. - Za to koszty produkcji są znacznie wyższe niż kiedyś - dodaje. - Od niedawna ponosimy dodatkowe koszty związane z różnymi badaniami, na przykład w kierunku salmonellozy. Z każdego kurnika musimy pobrać, zwykle co dwa tygodnie, po 2 próby zbiorcze składające się z 300 prób i dowieźć je do inspekcji w Bydgoszczy. Oczywiście zależy nam na tym, żeby stada były zdrowe, ale unijne normy są wyśrubowane.

Gospodarz zwraca też uwagę, że na pieniądze czeka się znacznie dłużej niż kiedyś. - W latach 80-tych za połowę zakontraktowanego towaru dostawaliśmy od razu zaliczkę - wspomina. - W połowie lat 90-tych pieniądze dostawaliśmy w tydzień po sprzedaży. Dziś musimy czekać co najmniej 6 tygodni. Przepisy, które pozwalają zapisywać w umowach tak długie terminy trzeba zmienić!

Gospodarz uważa, że czas najwyższy wrócić do stosowania mączek mięsno-kostnych w żywieniu zwierząt. - W karmieniu krzyżowym - dodaje.

- To bardzo obniżyłoby koszty produkcji - mówi Leszek Kawski, dyrektor Krajowej Rady Drobiarstwa. - W tej sprawie zwracaliśmy się do polskiego rządu z prośbą o wystąpienie do Komisji Europejskiej. Wiele krajów domaga się powrotu do żywienia zwierząt mączkami, więc jest nadzieja.

Źródło: Gazeta Pomorska

Powrót do aktualności