Dmuchanie na zimne
Wystąpienie we wschodnich Czechach ptasiej grypy postawiło na równe nogi polską inspekcję weterynaryjną. Istnieje bowiem możliwość przedostania się wirusa do Polski wraz z transportem drobiu z zagrożonego obszaru. Choć ryzyko nie jest wielkie, to Inspekcja Weterynaryjna woli dmuchać na zimne.
Czeskie służby weterynaryjne oficjalnie potwierdziły, że na indyczej fermie w miejscowości Tisova, odległej o 50 kilometrów od naszej południowej granicy stwierdzono najgroźniejszą postać wirusa H5N1.
W rejonie zagrożenia wprowadzono już nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Pierwsze ptaki zaczęły padać w niedzielę wieczorem. Sytuację uznano za poważną. Tamtejszy minister rolnictwa poprosił o pomoc nawet wojsko.
Radek Axman, lekarz wet.: – Na farmie jest około 6000 sztuk. W ciągu minionych dwóch dni w skutek choroby padło 1600 ptaków.
Prezes Spółdzielni, do której należy pechowa ferma, zapewnił jednak, że indyki nie trafiły jeszcze na rynek. Zapewnienia hodowcy nie uspokajają jednak Polskiej Inspekcji Weterynaryjnej. Jej zdaniem, przeniesienie wirusa na terytorium naszego kraju jest na tyle prawdopodobne, że konieczne są dodatkowe środki ostrożności.
Janusz Związek, Główny Inspektorat Weterynarii: – Podjąłem decyzję osobiście o tymczasowym zamknięciu granicy Polski z Czechami ale tylko na zasadzie takiej, że dla drobiu żywego oraz mięsa drobiowego.
Teraz trwają poszukiwania transportów z drobiem, które tuż przed zakazem zdążyły wjechać do kraju. Mimo, że wirusa ptasiej grypy wykryto niedaleko granicy z Polską, to nakazu trzymania drobiu w zamknięciu na razie nie będzie.
– Jesteśmy w trakcie konsultacji z ludźmi znającymi się na materii, chodzi nam o ewentualne zamknięcie drobiu w Kotlinie Kłodzkiej, bo to jest na wysokości Kotliny Kłodzkiej. – mówi Janusz Związek, Główny Inspektorat Weterynarii.
Służby weterynaryjne przypominają jednak, że sytuacja może się szybko zmieniać. W przypadku wzrostu zagrożenia natychmiast wprowadzone zostaną bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące hodowli drobiu.
Czeskie służby weterynaryjne oficjalnie potwierdziły, że na indyczej fermie w miejscowości Tisova, odległej o 50 kilometrów od naszej południowej granicy stwierdzono najgroźniejszą postać wirusa H5N1.
W rejonie zagrożenia wprowadzono już nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Pierwsze ptaki zaczęły padać w niedzielę wieczorem. Sytuację uznano za poważną. Tamtejszy minister rolnictwa poprosił o pomoc nawet wojsko.
Radek Axman, lekarz wet.: – Na farmie jest około 6000 sztuk. W ciągu minionych dwóch dni w skutek choroby padło 1600 ptaków.
Prezes Spółdzielni, do której należy pechowa ferma, zapewnił jednak, że indyki nie trafiły jeszcze na rynek. Zapewnienia hodowcy nie uspokajają jednak Polskiej Inspekcji Weterynaryjnej. Jej zdaniem, przeniesienie wirusa na terytorium naszego kraju jest na tyle prawdopodobne, że konieczne są dodatkowe środki ostrożności.
Janusz Związek, Główny Inspektorat Weterynarii: – Podjąłem decyzję osobiście o tymczasowym zamknięciu granicy Polski z Czechami ale tylko na zasadzie takiej, że dla drobiu żywego oraz mięsa drobiowego.
Teraz trwają poszukiwania transportów z drobiem, które tuż przed zakazem zdążyły wjechać do kraju. Mimo, że wirusa ptasiej grypy wykryto niedaleko granicy z Polską, to nakazu trzymania drobiu w zamknięciu na razie nie będzie.
– Jesteśmy w trakcie konsultacji z ludźmi znającymi się na materii, chodzi nam o ewentualne zamknięcie drobiu w Kotlinie Kłodzkiej, bo to jest na wysokości Kotliny Kłodzkiej. – mówi Janusz Związek, Główny Inspektorat Weterynarii.
Służby weterynaryjne przypominają jednak, że sytuacja może się szybko zmieniać. W przypadku wzrostu zagrożenia natychmiast wprowadzone zostaną bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące hodowli drobiu.
Źródło: Agrobiznes, TVP1
Powrót do aktualności