Świński interes
Dawny prokurator, a dziś szef wydziału karnego sądu rejonowego w Kaliszu, handluje świniami z przedsiębiorcą podrabiającym unijne konserwy.
Od ponad dwóch tygodni "Gazeta Wyborcza" wraz z dziennikarzami TVP 3 opisuje kulisy podrabiania 1,4 ton unijnych konserw w zakładach mięsnych Witold Werbliński pod Kaliszem.
Przedsiębiorca kupował tańsze mięso bez certyfikatów, a konserwy sprzedawał jako spełniające normy unijne wyprodukowane z mięsa opatrzonego certyfikatem. Po tekstach "GW" fałszerstwo potwierdził wojewódzki lekarz weterynarii.
Proceder ujawnił Mieczysław Mencel, dawny pracownik zakładów mięsnych. Kiedy jego nazwisko pojawiło się w "Gazecie", dostał anonim z pogróżkami. W środę w nocy spłonął jego samochód. Witold Werbliński zarzeka się, że nie ma z tym nic wspólnego.
Sprawa ma kolejne dno. Mencel twierdzi, że do zakładu Werblińskiego przed świętami przyjeżdżały radiowozy, do których szef kazał pakować siatki mięsa i wędlin. "Przyjeżdżał też sędzia Henryk Wower, który handluje z nim świniami" – opowiada Mencel. To samo twierdzi poznański przedsiębiorca, który przez kilka lat robił z Werblińskim interesy, a teraz w ABW oraz poznańskiej prokuraturze podał listę świadków tego procederu.
Wczoraj "GW" skontaktowała się z dwoma z nich, którzy widzieli policjantów pakujących siatki i sędziego sprzedającego świnie.
Handel z sędzią potwierdził sam Werbliński. "On jest gospodarzem, a ja mam najbliższą ubojnię. To nie jest zabronione" – mówi. Jednak prezes poznańskiego sądu okręgowego Michał Laskowski jest innego zdania. "Ustawa o sądach powszechnych zabrania prowadzenia sędziemu jakiejkolwiek działalności poza urzędem z wyjątkiem naukowej i dydaktycznej, a i to za zgodą przełożonego" – wyjaśnia.
Od ponad dwóch tygodni "Gazeta Wyborcza" wraz z dziennikarzami TVP 3 opisuje kulisy podrabiania 1,4 ton unijnych konserw w zakładach mięsnych Witold Werbliński pod Kaliszem.
Przedsiębiorca kupował tańsze mięso bez certyfikatów, a konserwy sprzedawał jako spełniające normy unijne wyprodukowane z mięsa opatrzonego certyfikatem. Po tekstach "GW" fałszerstwo potwierdził wojewódzki lekarz weterynarii.
Proceder ujawnił Mieczysław Mencel, dawny pracownik zakładów mięsnych. Kiedy jego nazwisko pojawiło się w "Gazecie", dostał anonim z pogróżkami. W środę w nocy spłonął jego samochód. Witold Werbliński zarzeka się, że nie ma z tym nic wspólnego.
Sprawa ma kolejne dno. Mencel twierdzi, że do zakładu Werblińskiego przed świętami przyjeżdżały radiowozy, do których szef kazał pakować siatki mięsa i wędlin. "Przyjeżdżał też sędzia Henryk Wower, który handluje z nim świniami" – opowiada Mencel. To samo twierdzi poznański przedsiębiorca, który przez kilka lat robił z Werblińskim interesy, a teraz w ABW oraz poznańskiej prokuraturze podał listę świadków tego procederu.
Wczoraj "GW" skontaktowała się z dwoma z nich, którzy widzieli policjantów pakujących siatki i sędziego sprzedającego świnie.
Handel z sędzią potwierdził sam Werbliński. "On jest gospodarzem, a ja mam najbliższą ubojnię. To nie jest zabronione" – mówi. Jednak prezes poznańskiego sądu okręgowego Michał Laskowski jest innego zdania. "Ustawa o sądach powszechnych zabrania prowadzenia sędziemu jakiejkolwiek działalności poza urzędem z wyjątkiem naukowej i dydaktycznej, a i to za zgodą przełożonego" – wyjaśnia.
Źródło: PAP
Powrót do aktualności