Ceny zbóż, notowania, aktualności

Boom inwestycyjny w branży mięsnej utrzyma się przez najbliższe dwa – trzy lata

Boom inwestycyjny w branży mięsnej utrzyma się przez najbliższe dwa – trzy lata
Branża mięsna na swój rozwój wyda w bieżącym roku rekordową kwotę 1,5 miliarda złotych. Są już nawet obawy, że doszło do przeinwestowania. Jest także pewne, że po roku 2007 upadnie wiele mniejszych firm, które nie wytrzymają konkurencji.

 - Tegoroczne wydatki branży są o 50 procent większe niż rok wcześniej - ocenia prof. Roman Urban z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.

Boom inwestycyjny trwa w całym przemyśle spożywczym, ale to branża mięsna inwestuje najwięcej. Zakłady mięsne chcą jak najszybciej dostosować się do unijnych wymogów bezpieczeństwa.

Łatwo zwiększyć

Już 1000 zakładów przetwarzających mięso ma pozwolenie na handel na unijnym rynku, choć rok temu było ich zaledwie 30. Skala inwestycji budzi podziw, ale też obawy, czy wszystkie zakłady wytrzymają konkurencję.

 - Zwiększyć produkcję jest bardzo łatwo, ale wtedy pojawiają się problemy ze sprzedażą. Znaczne nakłady inwestycyjne ponoszone przez producentów oraz wysokie ceny surowca w ostatnich miesiącach spowodowały odczuwalne pogorszenie się bieżącej płynności finansowej. Towarzyszy temu wzrost zadłużenia, zarówno wobec banków, jak i dostawców - zauważa Jerzy Majchrzak, członek zarządu Sokołowa.

Średnia rentowność polskiej branży mięsnej wynosi 1 proc. i jest cztery razy niższa niż u dużych producentów z Europy Zachodniej. Polskie firmy muszą bardzo pilnować kosztów, by przetrwać na rynku.

Przeinwestowania nie było

W ocenie dr Grzegorza Dybowskiego z IERiGŻ nie doszło do przeinwestowania branży. Przedsięwzięcia były i są związane z dostosowaniem firm do unijnych standardów. Skupiono się głównie na zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego żywności. Obecne tempo nakładów utrzyma się co najmniej do końca 2007 roku, wtedy kończy się okres przejściowy dla 238 firm.

Główna Inspekcja Weterynaryjna na razie nie potrafi ocenić, ile firm z okresami przejściowymi może wypaść z rynku. Doświadczenia krajów "15" wskazują na możliwość gwałtownego zmniejszenia się liczby ubojni, szczególnie małych i średnich. Nie ucierpi na tym cala branża, gdyż moce linii ubojowych dla bydła w dużych i średnich zakładach są obecnie wykorzystywane w niespełna 40 proc., a w przypadku trzody jest to 60 proc. - Ograniczenie liczby ubojni jest niezbędne, ale na pewno nie dojdzie do tego, że zostaną w kraju dwie - trzy, jak jest na przykład w Danii - prognozuje Stanisław Zięba z Polskiego Związku Producentów, Eksporterów i Importerów Mięsa.

Trudniej dobrze sprzedać

Popyt na polskie mięso w Unii utrzymuje się. Jednak eksport staje się coraz mniej opłacalny ze względu na umocnienie się złotego. Jednocześnie wzrasta opłacalność importu do Polski, zwłaszcza wieprzowiny. W pierwszych dwóch miesiącach członkostwa w Unii polski eksport wieprzowiny był o połowę niższy niż przed rokiem.

 - Ceny surowca są wysokie, producenci czekają na ich spadek na początku przyszłego roku - przyznaje Witold Choiński, dyrektor biura Polskiego Związku Producentów, Eksporterów i Importerów Mięsa.

W przypadku wołowiny spadku cen nie będzie, wręcz przeciwnie - w ciągu kilkunastu miesięcy zdrożeje ona jeszcze o 30 proc. Jeszcze nigdy w historii Europy wołowina nie była tak droga.

Władysław Piskorz, szef Wydziału Polityki Rolnej polskiej ambasady przy Unii Europejskiej, uważa, że niezbędne jest teraz zainwestowanie w Polsce w materiał genetyczny i powinni o tym pomyśleć nie tylko rolnicy, ale także przedsiębiorcy. W tym roku deficyt wołowiny w Unii wyniósł 0,5 mld ton, za trzy lata może to być o połowę więcej. O to mięso trzeba będzie się starać.

Na skok cenowy produktów mięsnych nie są przygotowani polscy konsumenci, którzy dalej wybierają najtańsze produkty. Bez wzrostu zamożności Polaków firmom mięsnym będzie niezwykle trudno sprzedać swoją produkcję po dobrych cenach. Tym bardziej że konkurencją dla firm spełniających standardy unijne jest ponad 2 tys. niewielkich zakładów mięsnych sprzedających na lokalnym rynku.

Dopiero się uczą

Polskie firmy zostały praktycznie pozbawione możliwości sprowadzania tańszego mięsa czerwonego z krajów spoza Unii. Chodzi o kontyngenty przyznane w ramach porozumienia Światowej Organizacji Handlu krajom Ameryki Południowej. W pierwszym kontyngencie, jaki został rozdzielony w maju, 13 polskich firm uzyskało możliwość sprowadzenia nie więcej niż po 11 ton wołowiny.

Każda z nich starała się o 100 ton w ramach głównego kontyngentu, na którym mogły zarobić w sumie 2,6 mln euro. Tylko Animex dostał pozwolenie na sprowadzanie 300 ton wołowiny przy preferencyjnej stawce celnej, podczas gdy cały unijny kontyngent to ponad 50 tys. ton.

 - Unia wymaga dowodów na to, że importowaliśmy mięso z Ameryki Południowej. Jeśli tak będzie w kolejnych latach, to polscy importerzy nie będą mieli dostępu do tańszego surowca. Już teraz zaczynamy powoli importować wołowinę od pośredników ze starych członków Unii - narzeka Janusz Marchlewski, prezes firmy Marlex.

Podobny mechanizm zadziałał w przypadku importu po preferencyjnej stawce celnej cieląt z Rumunii i Bułgarii. Żadna z polskich firm nie mogła wykazać się odpowiednią historią w sprowadzaniu żywca z tych krajów.

 - Wszystkie nowe państwa członkowskie zostały pozbawione dostępu do tańszych kontyngentów na mięso spoza Unii. Tak samo potraktowano Hiszpanię po wejściu do Unii. Wiele lat trwało, zanim Hiszpanie odbudowali sobie import wołowiny z Argentyny i niestety polscy producenci muszą być na to przygotowani - ostrzega Władysław Piskorz.

Źródło: Rzeczpospolita

Powrót do aktualności