Ceny zbóż, notowania, aktualności

Policja ekologiczna nie zamknęła żadnej z uciążliwych dla środowiska ferm

Policja ekologiczna nie zamknęła żadnej z uciążliwych dla środowiska ferm
Fermy, gdzie hoduje się świnie często bywają uciążliwe dla okolicznych mieszkańców. Te tradycyjne jednak są mniej dokuczliwe.

Inspekcja Ochrony Środowiska nie zdecydowała się na zamknięcie żadnej z ferm trzody chlewnej, należących do amerykańskiego koncernu Smithfield Foods. Inspektorzy dodają jednak, że zamknięcie części chlewni jest tylko kwestią czasu - nie mają one szans na uzyskanie tzw. pozwolenia zintegrowanego.

 - Wszystko robimy zgodnie z prawem. Jeśli popełniliśmy jakieś błędy, to je usuniemy - zapewnia Jan Dominiak z Animexu, którego właścicielem jest Smithfield.

Do końca tego roku przedsiębiorstwa mają obowiązek uzyskiwania tzw. pozwoleń zintegrowanych - zaświadczeń wydawanych przez starostów, że produkcja w przedsiębiorstwie odbywa się w sposób możliwie najmniej szkodliwy dla środowiska. Spośród prawie 2,5 tysiąca zakładów, które mają obowiązek uzyskania takiego pozwolenia, otrzymała je na razie tylko elektrociepłownia Bełchatów. Kolejne elektrociepłownie są w trakcie uzyskiwania pozwoleń.

 - Nie znaczy to, że pozostałe fabryki zostaną zamknięte - mówił wczoraj podczas konferencji prasowej Krzysztof Zaręba, główny inspektor ochrony środowiska - Minister ma prawo przedłużyć termin, w którym można ubiegać się o pozwolenie zintegrowane. I oczywiste jest, że z tego uprawnienia skorzysta.

Wyjątkiem mają być fermy trzody chlewnej, gdzie zwierzęta hoduje się, nie podkładając im ściółki. - Zwrócimy się do ministra środowiska, żeby tym fermom nie przedłużał terminu - dodaje Zaręba. - Są one szczególnie uciążliwe dla środowiska, przy warunkach, które tam są teraz, na uzyskanie pozwolenia zintegrowanego nie mają szans.

Spośród 14 skontrolowanych chlewni, 10 ma obowiązek uzyskać pozwolenie zintegrowane. Inspekcja Ochrony Środowiska sprawdzała fermy należące do Smithfielda na żądanie senatorów i ministra ochrony środowiska. Inspektorzy stwierdzili, że wszystkie skontrolowane fermy naruszają przepisy - nie miały m.in. oceny, jak ich działalność wpływa na środowisko. - Nie są to naruszenia, które upoważniałyby nas do natychmiastowego zamknięcia ferm - tłumaczy Zaręba. - Na razie przekazaliśmy im wymagania pokontrolne, które muszą wypełnić.

Do najpoważniejszych zarzutów wobec ferm Smithfielda należy naruszenie przepisów prawa budowlanego. Inwestorzy starali się nie o pozwolenia na budowę, tylko o pozwolenia na remont zdewastowanych, popegeerowskich chlewni. Dlatego też niepotrzebne były nowe oceny oddziaływania na środowisko. Wójt, który wydawał pozwolenie, uznawał, że w remontowanych budynkach będzie prowadzona taka sama działalność, jak do tej pory. Tymczasem chlewnie przemysłowe są dla okolicznej ludności dużo bardziej uciążliwe niż tradycyjne hodowle. - Firma zachowała się nieuczciwie - mówi Zaręba. - Samorząd był przekonany, że uciążliwość inwestycji będzie zrównoważona tym, że zmniejszy ona bezrobocie. A pracuje tam po kilka osób.

Inspekcja prowadziła kontrolę w chlewniach na terenie województw zachodniopomorskiego, wielkopolskiego i warmińsko-mazurskiego. Do koncernu Smithfield należą fermy trzody chlewnej Animex Agri, Animex i Prima Farm.

 - Wyremontowaliśmy stare budynki, zaś stanowiska dla zwierząt dostosowaliśmy do unijnych norm. Chów odbywa się według tych samych zasad jak w byłych pegeerach, które przejęliśmy, a jego zasady są zgodne z wykładanymi na polskich i zagranicznych uczelniach - tłumaczy Jan Dominiak z Animexu. Spółka ma program zagospodarowania odpadów. - Nasze fermy w tym roku odwiedzili unijni weterynarze i nie mieli zastrzeżeń do warunków, w jakich żyją zwierzęta, jak i dbałości o stan środowiska - powiedział "Rz" Scott R. Knutson, wiceprezes Animex Polska.

We wcześniejszej rozmowie "Rz" z resortem środowiska zwrócono uwagę na brak planów przestrzennych gmin, które dokładnie określałyby ilość i rodzaj zakładów, jak też wielkość prowadzonej produkcji. Nie ma zgodności w ocenie uciążliwości zakładów. Wskazano, że całkowitą odpowiedzialność za przedsięwzięcia realizowane w gminach ponoszą władze lokalne. Zdarza się, że przeciwnicy inwestycji ujawniają się dopiero po wydaniu zezwoleń i skutecznie posługują się argumentami nie całkiem zgodnymi ze stanem faktycznym.

Źródło: Rzeczpospolita

Powrót do aktualności