Ceny zbóż, notowania, aktualności

Branża mięsna: Upadłością zagrożonych jest około 2 tysięcy ubojni i firm przetwórczych

Branża mięsna: Upadłością zagrożonych jest około 2 tysięcy ubojni i firm przetwórczych
Za 16 miesięcy - 1 stycznia 2004 r. - upływa termin, w jakim ubojnie i zakłady mięsne powinny wdrożyć polskie i unijne standardy produkcji. Jeśli tego nie zrobią, nie będą mogły działać na europejskim rynku.

Szacuje się, że spośród prawie 5 tys. funkcjonujących obecnie firm bankructwem zagrożone są ponad 2 tysiące.

Według najnowszych spisów, w dziedzinie uboju i przetwórstwa mięsa działa około 5 tys. podmiotów, natomiast Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ) oraz Polska Federacja Producentów Żywności (PFPŻ) przy omawianiu stanu branży za 2001 r. podają, że jest to 6-7 tys. firm, z których ok. 450 zalicza do dużych i średnich.

W branży zatrudnionych jest w sumie ponad 70 tys. pracowników, a jej średnie roczne wpływy ze sprzedaży ocenia się na 19 mld zł. W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, osiągane są zyski (jeszcze w 1999 r. notowano straty), a rentownych jest 3/4 firm, przy średnim poziomie rentowności nieco powyżej 2 proc. Za 2001 r. bieżące wpływy gotówki (z zysku i amortyzacji) wynosiły ok. 4 proc. przychodów, co uznaje się za poziom wystarczający do finansowania inwestycji odtworzeniowych i modernizacyjnych.

Naukowcy z IERiGŻ zwracają uwagę, że mimo niewątpliwej poprawy kondycja finansowa ubojni i zakładów przetwórczych jest wciąż niezwykle trudna. Bieżąca płynność finansowa jest ciągle niska i wyraźnie odbiega od poziomu akceptowanego przez banki, a własne środki finansują niewielki odsetek aktywów obrotowych. Stale wydłużają się terminy płatności przez odbiorców.

Optymistyczne jest wyliczenie, z którego wynika, że od drugiego półrocza 2001 r. firmy zwiększyły swoją aktywność inwestycyjną. Wzrost udziału nakładów jest związany głównie z robotami budowlanymi, co - zdaniem instytutu - wskazuje, że firmy coraz większą uwagę zwracają na poprawę stanu sanitarnego obiektów produkcyjnych i ich dostosowanie do norm UE. W latach 2000 i 2001 nakłady inwestycyjne w branży mięsnej wyniosły po ok. 110 i 130 mln zł, a w tym roku powinny być znacznie wyższe.

Najwięksi w zagranicznych rękach

Statystyczny Polak zjada rocznie średnio ponad 60 kg wieprzowiny i wołowiny oraz do 20 kg mięsa drobiowego. Po wystąpieniu BSE spada spożycie wołowiny (jest to zaledwie ok. 10 proc. całej konsumpcji), natomiast od kilku lat systematycznie wzrasta zainteresowanie drobiem.

Do największych przetwórców mięsa czerwonego zalicza się: Grupę Sokołów (powstała dzięki fuzji w 2000 r. Sokołowa, Farm-Foodu, Mięstaru, Jarosławia, a wcześniej Koła), Animex i Morliny, które razem - w ocenie IERiGŻ - mają nieco powyżej 10 proc. rynku. Liderami w przetwórstwie drobiu są Drosed i Indykpol. Spośród wymienionych firm tylko Indykpol jest pod kontrolą krajowych inwestorów.

W Grupie Sokołów, w której dominujący pakiet akcji ma organizacja szwedzkich farmerów, zakończono już restrukturyzację uboju i specjalizację produkcji, co powoli przekłada się na jej wyniki, gdyż po pierwszym półroczu tego roku grupa ma 341 tys. zł straty netto przy wpływach ze sprzedaży na poziomie niemal 429 mln zł wobec ponad 30 mln zł straty i 430 mln zł wpływów za ubiegły rok.

 - 2002 rok zakończymy zyskiem netto - zapowiada Janusz Jastrzębski, prezes finansowy grupy.

Animex, kontrolowany przez amerykański koncern Smithfield Foods, od kilku miesięcy nie jest już notowany na warszawskiej giełdzie i nie podaje bieżących wyników finansowych; wiadomo, że po trzech kwartałach 2001 r. miał ponad 26 mln zł zysku netto. Scott Knutson, wiceprezes Animeksu twierdzi, że spółka po 6 miesiącach tego roku jest w lepszej kondycji niż rok wcześniej, a w drugim kwartale jej wyniki zdecydowanie się poprawiły. W Animeksie rentowne są 2 z 3 zakładów przetwórstwa mięsa czerwonego, straty przynoszą ciągle 4 zakłady przetwarzające drób.

Z posiadania zakładu w Ostrołęce zrezygnowały w tym roku ZM Morliny (sprzedaż za 4 mln zł), powiązane z hiszpańską grupą Campofrio. W sierpniu tego roku media spekulowały na temat połączenia Morlin z Pozmeatem, giełdową spółką przeżywającą duże problemy finansowe (po pierwszym półroczu tego roku miała 40,3 mln zł wpływów ze sprzedaży i 18,1 mln zł straty wobec odpowiednio 55,9 mln zł i 11,1 mln zł straty rok wcześniej). Po pierwszym półroczu 2002 r. Morliny miały 221,7 mln zł wpływów ze sprzedaży i 3,4 mln zł zysk netto wobec odpowiednio 223,3 mln zł i 1,5 mln straty zł rok wcześniej.

Drosed jest największą kapitałową grupą drobiarską w Polsce, należy do francuskiego koncernu LDC. W II kw. 2002 r. zysk netto Drosedu wyniósł 0,9 mln zł wobec 2 mln zł w analogicznym okresie 2001 r. Przychody ze sprzedaży w tym czasie zmniejszyły się o 14 proc., do 81,8 mln zł, a zysk operacyjny o blisko 74 proc.

Z tegorocznych wyników nie jest zadowolony Indykpol, którego zysk netto w II kw. spadł do 114 tys. zł z 707 tys. zł osiągniętych rok wcześniej; zysk operacyjny zmniejszył się o prawie 13 proc., do 2,55 mln zł, zaś wpływy ze sprzedaży wzrosły do 115,8 mln zł z 11,8 mln zł wykazanych w analogicznym okresie 2001 r.

Nie unormowane rynki surowcowe

Wielkie grupy mięsne, które składały się często z kilku-kilkunastu samodzielnych zakładów, przechodzą głęboką restrukturyzację, co np. w przypadku Animeksu wiąże się ze znaczącą redukcją zatrudnienia oraz zamykaniem i sprzedażą firm (Rawa Mazowiecka, Przylep i Nisko).

W ocenie Bogny Sikorskiej, analityka CDM Pekao SA, zagraniczne kierownictwo Animeksu popełniło wiele błędów, przez co spółka oddała część rynku innym firmom. Kierownictwo Smithfield zapewnia jednak, że Polska jest dla niego ważnym miejscem i będzie największym eksporterem wieprzowiny. Smithfield wspomniany cel chce zrealizować poprzez m.in. Animex Wielkopolska, który od ubiegłego roku prowadzi chów wielkoprzemysłowy.

Dla dużych firm drobiarskich problemem jest ciągła nadprodukcja, co powoduje m.in. obniżenie rentowności. - Regulacja rynku surowcowego jest niezbędna - uważa Piotr Kulikowski, prezes Indykpolu.

Duże firmy ostro protestują przeciwko utrzymywaniu zakładów, które nie podnoszą swoich standardów sanitarno-weterynaryjnych i nie są zainteresowane wdrożeniem HACCP, czyli systemu kontroli punktów krytycznych, obligatoryjnego w UE. Zakaz działalności dotyczy szczególnie małych ubojni, gdyż wielcy producenci swoje moce w tym zakresie wykorzystują zaledwie w 30-40 proc., chociaż mają bardzo nowoczesne wyposażenie i uprawnienia eksportowe.

Wzrastające średniaki

W branży mięsnej coraz liczniejszą grupę tworzą średnie firmy, m.in. do niedawna państwowe zakłady w Łukowie i Białymstoku, a także nazwane od nazwisk właścicieli: Tarczyńskiego (Trzebnica), Skiby (Chojnice), Mroza (Borek Wielkopolski), Dudy (Sosnowiec i Grąbkowo), Dobrowolskich (Wadowice Górne), Balcerzaka (Sława) i Bartkowiaka (Sieraków Wielkopolski), oraz z sektora drobiowego m.in. zakłady w Ciechanowie, Szczecinie, Kutnie, Płocku, Ostrowiu Wielkopolskim, Suwałkach, Iławie i Dębicy.

W ocenie prof. Romana Urbana, "średniacy" to zazwyczaj nowe, bardzo nowoczesne zakłady, ich wydajność w przeliczeniu na zatrudnionego jest znacznie wyższa niż w dużych podmiotach.

 - Średnie firmy będą wypierały z rynku małe, których jest zdecydowanie za wiele i nie wszystkie są w stanie poprawić warunki, w jakich działają - jest przekonany prof. Roman Urban.

W IV edycji rankingu zakładów mięsnych tygodnika "BOSS-ROLNICTWO" zakłady mięsne średniej wielkości zdominowały pierwszą dziesiątkę w kategorii firm o największych zyskach netto, wskaźniku rentowności netto, zysku operacyjnym, przychodach na jednego zatrudnionego i wskaźniku rentowności kapitałów własnych.

Co konieczne do przetrwania

Lekarze weterynarii odwiedzili wszystkie zakłady z branży mięsnej i w zależności od stopnia wdrożenia polskich i unijnych standardów zakwalifikowali je do 3 grup: B1 - zdążą z wdrożeniami do końca 2003 r., B2 - potrzebują roku lub dwu lat więcej na dostosowania, oraz C - mają wiele braków w stanie obiektów, których właściciele nie chcą poprawiać i przyjęli do wiadomości, że będą musieli zamknąć firmy.

Prawie 1900 podmiotów jest w grupie C i dla nich z każdym dniem przybliża się "godzina 0". Trudno też przewidzieć, ile z 3 tys. firm z grupy B1 zdąży zrealizować zaplanowane inwestycje w obowiązującym czasie. Tylko 300 zakładów z grupy B2, które wystąpiły o okresy przejściowe, do 2006 r. będzie mogło dokończyć modernizacje, ale sprzedaż muszą ograniczyć do rynku lokalnego i ew. do krajów trzecich, o co toczą się negocjacje.

 - Zakłady z grupy B1 nie mogą wystąpić o przyznanie im okresów przejściowych na dokończenie bardzo kosztownych inwestycji - martwi się prof. Roman Urban z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.

Uprawnienia eksportowe do UE na koniec lipca tego roku miało tylko 90 ubojni i firm przetwarzających mięso.

Piotr Kołodziej, główny lekarz weterynarii kraju, zwraca uwagę, że wyznaczone przepisami warunki weterynaryjno-sanitarne wszystkie zakłady muszą spełnić do 1 stycznia 2004 r., natomiast okresy przejściowe są przyznawane wyłącznie przedsięwzięciom techniczno-strukturalnym.

 - Każdy zakład, który wystąpił o okres przejściowy, podał terminy realizacji różnych inwestycji i jeśli nie wywiąże się z nich, to nie może liczyć na jakiekolwiek ulgi - przestrzega Piotr Kołodziej.

Podmioty zaliczone do grupy B1 lub C może uchronić przed upadkiem m.in. ograniczenie działalności i sprzedaż bezpośrednia, czyli niewielka produkcja i sprzedaż we własnym sklepie.




Źródło: Rzeczpospolita

Powrót do aktualności